Kartki na mięso wracają na rynek

Pamiątki po PRL wchodzą na aukcje, są śmiesznie tanie.

Publikacja: 25.06.2016 12:53

Serwis Ina Lubomira Tomaszewskiego w 1962 roku był europejską sensacją. Oferuje go antykwariat Marka

Serwis Ina Lubomira Tomaszewskiego w 1962 roku był europejską sensacją. Oferuje go antykwariat Marka Sosenki.

Foto: Archiwum

Leżąc na plaży, pomyśl, ile możesz zarobić na sprzedaży pamiątek po komunistycznej Polsce. One dopiero wchodzą na krajowy rynek aukcyjny. Nadal można je tanio upolować na targach staroci lub znaleźć na śmietnikach. 30 czerwca Desa Unicum (www.desa.pl) zorganizuje kolejną aukcję obiektów z epoki PRL i z kolekcji designu Beaty Bochińskiej. Jest np. wyposażenie milicjanta: hełm, pałka i gwizdek z wytłoczonymi literami MO, czyli Milicja Obywatelska. Są np. syfon do wytwarzania wody sodowej, kartki na zakup mięsa, proporzec z Leninem. Przedmioty te mają niskie ceny wywoławcze 100 zł. Na co komu takie badziewie? Są kolekcjonerzy! Faktem jest, że takie przedmioty to materialne ślady polskiej historii, i żadna retoryka tego nie zmieni. Paradoksalnie tego typu przedmioty są dziś rzadkością, ponieważ po 1989 roku były lekceważone lub celowo niszczone. W ofercie Desy Unicum jest np. radziecki samochód zabawka (długość 111 cm). Auto jest po remoncie i brak mu przedniej szyby. Kosztuje 1,5 tys. zł. Jaką cenę miałoby auto w dziewiczym stanie?

Sondowanie rynku

Przedmioty te kupowane są także na wystrój kultowych knajp. Robią one wyjątkowe wrażenie zwłaszcza na turystach ze świata, którzy nie mieli u siebie komunizmu: sztandarów z Leninem, kartek na żywność, plakatów z hasłami politycznymi.

Dotychczasowy handel to właściwie sondowanie rynku. Prawdziwy handel i wysokie ceny mogą wybuchnąć nagle. Wystarczy polityczny skandal. Wyobraźcie sobie, że ktoś gorliwy doniesie do prokuratury, że antykwariaty propagują komunizm. Jest ustawa, która tego zabrania. Jest zatem podstawa, by zarekwirować np. radio Poemat lub serwis do kawy Ina (zdjęcie powyżej) jako przykład bolszewickiego, szkodliwego gustu. Czy prokurator odważy się umorzyć śledztwo po takim doniesieniu o przestępstwie?

Komuniści celowo niszczyli np. secesyjne przedmioty jako materialne ślady, cytuję: „zgniłego burżuazyjnego smaku". Historia lubi się powtarzać. Jak wybuchnie skandal, to powstanie czarny rynek, „Lenina" wyrzeźbionego przez Gustawa Zemłę (cena wyw. 15 tys. zł) można będzie kupić już tylko w konspiracji. Tak samo będzie np. z motorowerem Komar, można go będzie kupić tylko po cichu, z ręki do ręki.

Żarty żartami, ale pamiętam z dzieciństwa, jak bardzo chciałem mieć czerwone (!) radio Szarotka. Te radyjka miały obudowy w kolorze kremowym. Natomiast sąsiadka miała prototypową Szarotkę z czerwonego plastiku. Dziś takiego białego kruka, jeśli można użyć tej metafory, upolujecie w krakowskim antykwariacie Marka Sosenki (www.antykisosenko.com).

Sosenko ma w ofercie bogaty zestaw ceramiki z epoki PRL. Po śmierci Stalina, po upadku ideologii socrealizmu nastąpiło odreagowanie emocji. Polscy projektanci tworzyli ceramikę o fantastycznych kształtach, zdobioną w tzw. pikasowskie wzory, dla których inspiracją było malarstwo Picassa.

Szokująca nowość

W ofercie Antykwariatu Marka Sosenki wyróżnia się wspomniany powyżej legendarny serwis Ina, zaprojektowany w 1962 przez Lubomira Tomaszewskiego (ur. 1923). Ten serwis to była europejska rewolucja w estetyce i ergonomii.

Tomaszewski skonstruował dzbanek tak, że punkt ciężkości, w miarę nalewania kawy do filiżanek, zawsze znajduje się pod ręką. Wtedy to była szokująca nowość. Dzięki temu nawet kilkuletnie dziecko mogło precyzyjnie i bezpiecznie nalewać z pełnego dzbanka. To idealny przykład tego, jak wielkie znaczenie ma dobry projekt i wybitny projektant.

Ina i drugi serwis Dorota okazały się hitem na targach sztuki w 1963 roku w Paryżu. Fachowcy chwalili ich nowatorską estetykę i ergonomię. Francuzi wyjątkowo pokazali polskie serwisy w telewizji. Zobaczył je tam pan Rosenthal, właściciel wielkiej niemieckiej firmy produkującej porcelanę. Przyjechał do Polski Ludowej, chciał kupić prawa do produkcji i zatrudnić Tomaszewskiego u siebie. Jednak Polska nie zarobiła na tym. Kontrakt nie doszedł do skutku z powodów polityczno-biurokratycznych. Tomaszewski w 1966 roku wyemigrował do USA, gdzie został profesorem na Wydziale Wzornictwa Uniwersytetu Bridgepoint, ale nie projektował już nowych wzorów na rynek.

Tu warto moim zdaniem zwrócić uwagę, co sprzyja powstawaniu odkrywczych projektów. Mogą one przynieść pieniądze producentowi i autorowi nowatorskiego rozwiązania. Otóż Tomaszewski, kiedy tworzył swoje legendarne rozwiązania, miał interdyscyplinarne wykształcenie!

Przed wojną ukończył liceum mechaniczne. W czasie okupacji wykonywał zadania inżyniera, projektował np. maszyny rolnicze i studiował równocześnie na namiastce politechniki, jaka wtedy istniała. Po wojnie ukończył w 1955 roku Wydział Rzeźby na ASP. Poznał dzięki temu tajemnice obcych sobie dziedzin. Potrafił docenić nie tylko urodę, ale i funkcję przedmiotu.

Czy dziś w czasach dzikiej pogoni za zyskiem jakiś prywatny przedsiębiorca podjąłby ryzyko produkcji tak nowatorskich wzorów? W komunistycznej Polsce podjęto produkcję pod patronatem Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, ale nie wykorzystano wielkiego potencjału epokowych rozwiązań. W 1996 roku Adam Spała sprywatyzował fabrykę ceramiki w Ćmielowie i podjął produkcję awangardowych wzorów z lat 50. z oryginalnych form. Okazały się przebojem eksportowym (www.as.cmielow.com.pl).

Świnia z zapalonym lontem

Pamiątki po PRL są względnie tanie. Krakowski antykwariat bibliofilski Rara Avis (www.raraavis.krakow.pl) wystawił ostatnio absolutną rzadkość. To plakat Jerzego Czerniawskiego do komedii Stanisława Barei pt. „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Plakat z 1978 roku przedstawia wielką świnię... Nakład plakatu został zniszczony przez komunistyczną cenzurę. Ocalały dwa–trzy egzemplarze. Plakat powstał w czasie wielkich trudności zaopatrzeniowych w mięso. Świnia zamiast ogonka ma zapalony lont! Świnia miała wysadzić komunę w powietrze. Celowo nie reprodukuję plakatu, aby Czytelnicy zadali sobie trud i obejrzeli ten skarb w internecie.

Taki unikat miał niską cenę wywoławczą 480 zł. Sprzedany został za haniebnie niską cenę 800 zł. Na takim plakacie można zrobić majątek. Wyobraźcie sobie, że plakat kupił właściciel sklepu mięsnego i powiesił dla ozdoby w sklepie. Wszyscy dziennikarze rzuciliby się na taką sensację.

Uroczystego odsłonięcia plakatu w sklepie mógłby dokonać np. Stanisław Tym, współautor scenariusza filmu. Albo jeszcze lepiej, gdyby zaprotestował przeciwko profanacji plakatu. Można było zrobić z tego historyczne wydarzenie. Dziś niełatwo jest przebić się przez medialny szum. A świnia z lontem zamiast ogona z powodzeniem mogła trafić na czołówki gazet, rozsławiając przy okazji pomysłowego właściciela sklepu mięsnego.

[email protected]

Parkiet PLUS
"Agent washing” to rosnący problem. Wielkie rozczarowanie systemami AI
Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"