Polska gospodarka funkcjonowała ostatnio w swego rodzaju strefie komfortu. Wzrost był umiarkowany, ale stabilny, zarówno jeśli chodzi o jego tempo, jak i strukturę. Biorąc pod uwagę zawirowania globalne, taka sytuacja nie była zła. Wkrótce jednak niemal na pewno tę strefę opuścimy.
Krótkoterminowe ryzyka dla wzrostu gospodarczego w Polsce znajdują się na zewnątrz. Do stałego zagrożenia w postaci realnego wciąż tąpnięcia chińskiej gospodarki dochodzi Brexit. Wpływ tego bezprecedensowego rozstrzygnięcia politycznego na polską gospodarkę jest często demonizowany, ale bez wątpienia jego konsekwencje będą głównie negatywne.
Nie chodzi nawet o Wielką Brytanię jako rynek eksportowy, choć jego znaczenie w ostatnich latach istotnie rosło. Sądzę, że strony będą zabiegać o utrzymanie wolnego handlu, a złoty jest w ostatnim czasie tak słaby, że eksporterzy powinni poradzić sobie nawet z gigantycznym osłabieniem funta. Dostrzegam jednak inne problemy: spadek atrakcyjności Europy na inwestycyjnej mapie świata oraz wzrost niepewności wpływający na poczynania firm i decyzje konsumentów. Brexit odczujemy więc poprzez koniunkturę na całym kontynencie bardziej niż w wyniku załamania się bezpośrednich relacji handlowych z Wyspami.
Podobnie zresztą byłoby w przypadku ewentualnej katastrofy na Dalekim Wschodzie. Do tego tematu warto wracać, ponieważ rynki zostały uśpione ogromną akcją kredytową w Państwie Środka, która przy bardzo wysokim tam zadłużeniu prywatnym nie może być długotrwałym remedium. Tymczasem stopniowa deprecjacja juana stanowi sygnał, że Pekinowi grunt coraz bardziej pali się pod nogami.
W kraju tymczasem nastroje są zupełnie inne. W II kwartale ruszył program 500+ i choć w danych makro nie jest jeszcze widoczny, zapewne wkrótce się to zmieni. Realne dochody gospodarstw domowych rosną obecnie w tempie 10 proc. rocznie, co jest wypadkową przyspieszającej dynamiki płac, rosnącego zatrudnienia, spadających cen i właśnie 500+. Po raz ostatni z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w 2008 r., kiedy rynek pracy był na granicy przegrzania. Utrzymanie się takiego tempa wzrostu dochodów oznaczałoby powrót do 5-proc. wzrostu PKB, inflacji i podwyżek stóp procentowych. Tak jednak się nie stanie. Już w II połowie 2017 r. tempo wzrostu dochodów realnych może spaść w okolice 3 proc.