Gdy chcę kupić 100 akcji jakiejś giełdowej spółki, składam w swoim domu maklerskim odpowiednie zlecenie. Zostanie ono zrealizowane, jeśli jest ktokolwiek chętny sprzedać taki pakiet walorów po cenie nie wyższej niż maksymalna, jaką jestem skłonny zapłacić. Jeśli chętnych nie ma, muszę zaoferować wyższą cenę. Giełda to niemal podręcznikowy przykład rynku towarowego (commodity market), czyli takiego, na którym cena jest jedynym parametrem decydującym o tym, czy transakcja dochodzi do skutku, czy nie. Niemal, bo dziś wskutek upowszechnienia tzw. handlu wysokich częstotliwości (HFT) na wielu giełdach realizacja zamiarów inwestorów uzależniona jest np. od tego, czy dysponują odpowiednio szybkim łączem. Nie zmienia to jednak faktu, że kupno akcji jest dość proste. Nie muszę szukać potencjalnego sprzedawcy, nie muszę przekonywać go, że dobrze zaopiekuję się papierami, które mi sprzeda, nie muszę też wiedzieć, czy on sam się z nimi należycie obchodził. Krótko mówiąc, nie potrzebne są żadne umizgi. Zmieniająca się cena zrównuje popyt z podażą.
Nie wszystko można kupić
Tego rodzaju rynkom podręczniki ekonomii poświęcają najwięcej uwagi. Wiele rynków działa jednak inaczej. Powiedzmy, że potrzebuję nerki do przeszczepu. Nigdzie na świecie, z wyjątkiem Iranu i być może kilku innych egzotycznych jurysdykcji, organów nie można legalnie kupić, niezależnie od oferowanej ceny. Mogę przekonać któregoś z bliskich, żeby oddał mi jedną ze swoich nerek, ale istnieje duże ryzyko, że nie będzie między nami zgodności tkankowej. W takiej sytuacji mój wspaniałomyślny dawca może oddać swoją nerkę komuś, u kogo ma ona szansę się przyjąć, pod warunkiem że ja z kolei otrzymam organ od jego dawcy. Taką parę trzeba jednak najpierw znaleźć, a krzyżową wymianę mogą – nomen omen – pokrzyżować obawy jednego z dawców, że podda się nefrektomii (operacja usunięcia nerki), a jego bliski nie otrzyma przeszczepu, bo drugi dawca się wycofa. Operacje musiałyby więc zostać przeprowadzone symultanicznie, co wymagałoby czterech sali operacyjnych i czterech zespołów chirurgów. A to kolejna komplikacja.
W tym przypadku cena nie decyduje o tym, kto może liczyć na transplantację. Właściwie nie odgrywa żadnej roli. Rynków, na których cena nie jest jedyną determinantą wyniku transakcji, a kojarzenie stron odbywa się na innych zasadach, jest więcej. Najważniejszych w życiu transakcji dokonujemy właśnie na rynkach nietowarowych, często nie zdając sobie nawet sprawy, że obcujemy z rynkami. „Z rynkami kojarzącymi (ang. matching market – red.) mamy do czynienia ilekroć nie możemy po prostu wybrać sobie tego, co chcemy (nawet jeśli nas na to stać), ale musimy także zostać wybrani" – tłumaczy w „Who Gets What – and Why" („Kto co dostaje i dlaczego") Alvin E. Roth. „To rynki kojarzące determinują, do jakich szkół uczęszczamy, gdzie znajdujemy zatrudnienie, a nawet z kim się pobieramy" – przekonuje.
Autor tej wydanej w ubiegłym roku książki, obecnie profesor na Uniwersytecie Stanforda, to największy autorytet w dziedzinie matching markets i ich projektowania. Za opracowanie i zastosowanie w praktyce teorii stabilnej alokacji na rynkach kojarzących Roth został w 2012 r. wraz z z Lloydem Shapleyem uhonorowany ekonomicznym Noblem (formalnie: Nagrodą Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii). Mimo to jego nazwisko nie jest powszechnie znane, nawet wśród zainteresowanych ekonomią. W odróżnieniu od wielu innych laureatów tej prestiżowej nagrody, Roth nie zabiera głosu w bieżących debatach ekonomicznych. Nie dowiemy się od niego, jakie były przyczyny kryzysu finansowego, jak uratować strefę euro przed rozpadem ani dokąd doprowadzi świat polityka ujemnych stóp procentowych. Wąska i techniczna z pozoru dziedzina, którą się zajmuje, jest jednak fundamentem ekonomii. To przecież nauka o efektywnej alokacji rzadkich zasobów, a temu służą właśnie rynki. Fundamentalna jest też „Who Gets What and Why", choć jest to książka przystępna nawet dla laika.
Rynek wolny od reguł nie jest wolny
Roth opisuje dziesiątki rynków kojarzących, najwięcej miejsca poświęcając tym, w których projektowaniu uczestniczył. A współtworzył m.in. system dopasowujący absolwentów uczelni medycznych do stażów i rezydentur w szpitalach oraz mechanizmy łączące uczniów i szkoły średnie w kilku amerykańskich metropoliach. Jednym z jego największych osiągnięć jest NEPKE, działający od 2004 r. Program wymiany nerek w Nowej Anglii, który stał się wzorcem dla wielu innych tego rodzaju programów w USA. NEPKE rozwiązał wspomniany problem logistyczny, który wiąże się z krzyżowymi przeszczepami. Zamiast kojarzyć pary dawca–biorca, organizuje całe łańcuchy niesymultanicznych operacji, które zapoczątkowuje dawca niesparowany z biorcą (ofiara wypadku lub wolontariusz). Jego nerka trafia to osoby potrzebującej transplantacji, która ma swojego dawcę. Ten ostatni nie ponosi więc ryzyka, że podda się nefrektomii, a jego bliski zostanie bez pomocy.