Polska jest „gospodarczą gwiazdą" – tak pan napisał kilka dni temu na łamach „New York Timesa". Czy to nie przesada? Wzrost PKB w okolicach 3 proc. rocznie to wśród gospodarek na dorobku raczej marny wynik.
Porównywanie Polski do innych gospodarek rozwijających się może być mylące. Szybko rosnące kraje Azji, jak Indie i Indonezja, o Afryce nie mówiąc, mają zdecydowanie niższy poziom PKB per capita niż Polska. W takich warunkach łatwiej wygenerować szybki wzrost. Przede wszystkim jednak, jak podkreśliłem w artykule, liczy się nie tyle tempo wzrostu, ile jego stabilność. A Polska rozwija się nieprzerwanie od początku transformacji, przez ponad ćwierć wieku ani razu nie doświadczyła recesji. To jest nadzwyczajne osiągnięcie. Imponujący rozwój gospodarek południowo-wschodniej Azji przerwał pod koniec lat 90. kryzys. Ostatnio w tarapaty wpadła Brazylia.
Co jest pańskim zdaniem źródłem stabilności polskiej gospodarki?
Przede wszystkim to, że jej napędem był i jest sektor wytwórczy, a nie np. eksport surowców. Gospodarki uzależnione od eksportu surowców są bardziej niestabilne. To częściowo efekt zmienności notowań surowców, ale częściowo też tego, że taki model wzrostu sprzyja korupcji i często prowadzi do tzw. choroby holenderskiej, czyli spadku konkurencyjności innych sektorów niż wydobywczy.
W swoim artykule zwrócił pan jednak uwagę na to, że dziś rozwój w oparciu o sektor wytwórczy jest trudny. Od kiedy na początku tego tysiąclecia Chiny weszły do Światowej Organizacji Handlu, niewiele krajów zdołało zwiększyć udział w globalnym eksporcie. Dlaczego Polsce się to udało?