Czy ten warunek jest obecnie spełniony? Nie. Z notowań kontraktów na CME wynika, że za półtora roku stopy powinny być o ok. 0,6 pkt proc. wyższe niż obecnie. Trajektoria przyszłych stóp oczekiwanych przez rynek jest ewidentnie wznosząca.
Reguła nr 3 – nie ma recesji bez wysokich realnych stóp
W powyższych rozważaniach mówimy wszędzie o nominalnym poziomie stóp. Jeśli zaś wziąć pod uwagę preferowane przez ekonomistów realne stopy (czyli nominalne pomniejszone o inflację), to okazuje się, że do wywołania recesji potrzebny był w przeszłości wzrost tak rozumianych kosztów pieniądza co najmniej powyżej progu 2 proc. (a często wyżej). A innymi słowy – nie było recesji bez wcześniejszego wzrostu realnych stóp powyżej 2 proc. Jak jest teraz? Realne stopy... dopiero dochodzą do zera po pobycie w strefie ujemnych odczytów. Do progu 2 proc. daleka droga (no chyba że nagle osłabłaby inflacja).
Reguła nr 4 – bessa po głębokim odwróceniu („inwersji") krzywej rentowności
Przy okazji poprzedniej, czerwcowej podwyżki jeszcze dokładniej zbadaliśmy temat odwrócenia krzywej rentowności obligacji skarbowych jako sprawdzonego prognostyka recesji. Doszliśmy wtedy do wniosku, że sygnałem do ewakuacji z Wall Street nie było w poprzednich dwóch cyklach ani samo spłaszczanie się krzywej rentowności (czyli sytuacja, w której zawęża się różnica między rentownościami długoterminowych i krótkoterminowych papierów skarbowych – z tym mamy do czynienia w ostatnich kilkunastu miesiącach), ani nawet odwrócenie krzywej (długoterminowe rentowności niższe od krótkoterminowych). Potrzebne było natomiast GŁĘBOKIE odwrócenie, które zdefiniowaliśmy jako sytuację, w której rentowność papierów 10-letnich jest o ponad 0,5 pkt proc. NIŻSZA od rentowności papierów półrocznych.
Również i ten warunek nie jest obecnie spełniony. Rentowność 10-latek jest o ok. 0,6 pkt proc. WYŻSZA od rentowności papierów 6-miesięcznych. Aby pojawił się omawiany sygnał, musiałoby dojść do ruchu o ponad 1 pkt proc. Ten ruch mógłby się odbyć na skutek: (a) wzrostu krótkoterminowych rentowności (to byłby skutek dalszych podwyżek stóp) i/lub (b) spadku długoterminowych rentowności. Zakładając czysto teoretycznie, że w grę wchodzi tylko opcja (a), można łatwo wyliczyć, że Rezerwa Federalna musiałaby podnieść stopy jeszcze o wspomniany 1 pkt proc. W obecnym tempie (0,25 pkt proc. na jednym posiedzeniu) oznaczałoby to jeszcze cztery kolejne podwyżki.
W tym roku jest zaplanowane już tylko jedno (nie licząc wrześniowego) posiedzenie uznawane zwyczajowo za decyzyjne (połączone z konferencją prasową i publikacją projekcji makro) – w grudniu. Pozostałe wynikające z naszej kalkulacji trzy podwyżki musiałyby się więc odbyć w 2019 r. Tutaj pojawia się jednak pewien problem z szacunkami, bo czerwcowa decyzja szefa Fedu Jerome'a Powella o organizowaniu konferencji prasowej po każdym posiedzeniu od przyszłego roku wywołała spekulacje, że być może jako decyzyjne będzie trzeba traktować już każde posiedzenie. Gdyby tak faktycznie było i Fed chciał przyspieszyć podwyżki, to „brakujące" trzy ruchy stóp odbyłyby się w styczniu, marcu i na początku maja. Gdyby jednak utrzymano dotychczasową praktykę (podwyżki tylko wraz z publikacją projekcji), to decyzje o zaostrzeniu miałyby miejsce w marcu, czerwcu i wrześniu.
Co ciekawe, z notowań kontraktów na stopy nie wynika wcale, by Fed miał się spieszyć z podwyżkami. Według kalkulacji CME notowania implikują zaledwie 34-proc. prawdopodobieństwo, że na koniec 2019 r. stopy osiągną pułap 2,5–2,75 proc., czyli nieznacznie wyższy niż obecnie. To mniej, niż wynikało z czerwcowych projekcji władz monetarnych, których członkowie uważali, średnio rzecz biorąc, że na koniec 2019 stopy powinny dojść do ok. 3 proc. Już w środę przekonamy się, czy coś nowego w tym zakresie przyniosą najnowsze projekcje.