Gdy Juan Guaido, 35-letni przywódca wenezuelskiej opozycji, składał 23 stycznia przysięgę jako tymczasowy prezydent Wenezueli, nie został zatrzymany przez bezpiekę podległą konkurencyjnemu, marksistowskiemu prezydentowi Nicolasowi Maduro. Został za to uznany przez USA, Brazylię i wiele innych państw regionu za prawowitą głowę państwa. Gdyby w kraju odbyły się uczciwe wybory, to zapewne zdobyłby sporą większość głosów, w tym poparcie wielu dawnych zwolenników socjalistycznych władz.
Sytuacja w Wenezueli może się oczywiście jeszcze mocno zmienić, ale przed zamknięciem tego wydania „Parkietu" wciąż panowała tam dwuwładza. Maduro miał wsparcie dowództwa sił zbrojnych (które było wcześniej filarem jego reżimu) oraz Rosji, Chin i Turcji. Administracja Donalda Trumpa wprowadziła na początku tygodnia sankcje, na mocy których zajęto wenezuelskie aktywa warte około 7 mld USD i de facto odcięto państwowemu koncernowi naftowemu PDVSA możliwość eksportu ropy do USA. Bank Anglii odmówił ekipie Maduro dostępu do wenezuelskiego złota trzymanego w jego skarbcu. Reżim znajduje się więc w coraz gorszej sytuacji pod względem finansowym, ale nie można wykluczyć, że Rosja czy Chiny będą starały się go ratować swoim kapitałem i „doradztwem" przy tłumieniu protestów opozycji. Rozgrywka może stać się jednak znacznie ostrzejsza. Gdy John Bolton, doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, wychodził z konferencji prasowej poświęconej sankcjom przeciwko Wenezueli, kamery wychwyciły w jego notatniku słowa „5 tys. żołnierzy do Kolumbii".
Agonia gospodarcza
Przyglądając się obecnej rewolucji w Wenezueli, przede wszystkim może przyjść do głowy pytanie: dlaczego bunt nastąpił dopiero teraz?
Prawda jest taka, że protesty przeciwko Maduro zdarzały się na mniejszą czy większą skalę od lat. Często przekształcały się w krwawo tłumione zamieszki. Obecny przywódca opozycji Juan Guaido został ranny podczas protestów w 2017 r. Były one reakcją na decyzję Najwyższego Trybunału de facto odbierającą uprawnienia parlamentowi oraz pozwalającą prezydentowi na stworzenie Zgromadzenia Konstytucyjnego, czyli alternatywnego parlamentu obsadzonego przez jego zwolenników. Maduro wygrał w maju 2018 r. wybory prezydenckie, które jednak nie zostały uznane za uczciwe. W międzyczasie kryzys gospodarczy w Wenezueli się zaostrzał, a ponad 2 mln obywateli uciekły za granicę.
Przejęcie przywództwa nad opozycją przez Guaido sprawiło, że stała się ona śmielsza i skuteczniejsza. Zdała sobie sprawę, że może liczyć na wsparcie administracji Trumpa (zaniepokojonej m.in. doniesieniami o planach stworzenia bazy rosyjskich bombowców strategicznych na jednej z wysp należących do Wenezueli). A na początku stycznia opozycji przybył ważny sojusznik – nowy brazylijski prezydent Jair Bolsonaro. Ten zaciekły antykomunista od razu dał do zrozumienia, że uzna Guaido za prawowitego prezydenta Wenezueli.