Jednym z najcenniejszych podejść okazuje się powiązanie sygnałów płynących z rynku obligacji z tymi z rynku pracy w USA. Ale kluczowe jest wyłowienie odpowiednich zależności. Na tym etapie nie ma większego sensu posługiwanie się np. comiesięcznymi danymi na temat zmian zatrudnienia, którymi tak ekscytują się zazwyczaj obserwatorzy, bo dane te są mocno opóźnione względem punktów zwrotnych hossa/bessa. Poziom zatrudnienia zaczynał się w poprzednich dwóch przypadkach załamywać na wiele miesięcy po odwróceniu krzywej rentowności i jednocześnie na długo po rozpoczęciu bessy.
Na tym etapie o wiele bardziej użyteczne wydają się cotygodniowe dane o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Co prawda nieprzetworzone, surowe dane potrafią być ekstremalnie zmienne i chaotyczne, ale po przepuszczeniu przez odpowiednie „filtry" pokazują kierunek trendu na rynku pracy. Jako taki filtr przyjęliśmy np. 12-miesięczną średnią kroczącą. Jej wzrost do poziomu najwyższego od pół roku można było traktować jako wyraźny sygnał recesyjny, chociaż sam w sobie nie był on niezawodny. Przykładowo taki wzrost w połowie lat 90. okazał się zupełnie nietrafny.
Niepokojący spadek
Rys. 3. Ważne są też sygnały z samego rynku – pogarszająca się szerokość zwyżki byłaby ostrzeżeniem (na razie się poprawia).
Foto: GG Parkiet
Ale połączenie tego sygnału z rynku pracy z odwróceniem krzywej rentowności okazuje się kryterium w zasadzie pozbawionym irytującego „szumu". Pojawienie się podwójnego sygnału recesyjnego na wiosnę 2007 roku trafnie ostrzegało przed nadciągającym dopiero sztormem, a na jesieni 2000 roku oznaczało, że pierwsza fala spadków na rynkach to dopiero początek, a nie koniec przeceny. Ten sygnał pojawił się też przed minibessą w 1990 roku.
Czy obecnie mamy do czynienia z takim niebezpiecznym podwójnym sygnałem? Jeszcze nie. Owszem, odwrócenie krzywej rentowności (na razie na chwilę) przybliża taki alarm, ale dane z rynku pracy na razie zupełnie go nie potwierdzają. Liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych zeszła ostatnio nawet na nowe wielodekadowe minimum, a 12-miesięczna średnia też w konsekwencji maleje, a nie rośnie. Nie tak wygląda recesja.
Jeśli szukać innych tego rodzaju „rodzynków" w danych z amerykańskiego rynku pracy, to na myśl przychodzą też comiesięczne informacje na temat bardzo specyficznej formy zatrudnienia, jaką oferują agencje pracy czasowej (temporary help services). Ta forma zatrudnienia ze względu na swój elastyczny charakter reagowała historycznie bardzo szybko na zmiany koniunktury w gospodarce. W marcu pojawił się niepokojący spadek do poziomu najniższego od pół roku, ale z historycznego punktu widzenia bardziej wiarygodny byłby spadek do 12-miesięcznego minimum (a do niego pozostaje jeszcze spory dystans).