Prognozy większości ośrodków analitycznych, tych działających w ramach podmiotów komercyjnych, jak i oficjalnych krajowych oraz międzynarodowych instytucji, niemal zgodnie zakładają spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego w tym roku i w kolejnych latach. Istnieją między nimi niewielkie rozbieżności co do skali i czasu trwania dekoniunktury. Tylko nieliczni ekonomiści straszą możliwością wystąpienia recesji.
W styczniowym raporcie Bank Światowy szacował globalny wzrost na 2,9 proc. w tym roku i 2,8 proc. w przyszłym. Jego dynamika w gospodarkach rozwiniętych ma wynosić odpowiednio 2 i 1,6 proc. Zwracano uwagę na takie zagrożenia jak eskalacja napięć w światowym handlu, sytuacja geopolityczna, jednoczesne spowolnienie w największych gospodarkach, takich jak Chiny i USA, oraz znaczny wzrost zadłużenia w krajach rozwijających się, stwarzający ryzyko większe niż w 2008 r. Marcowe szacunki Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zakładają obniżenie się tempa wzrostu globalnego PKB do 3,3 proc. w tym roku i do 3,4 proc. w 2020 r., w tym dla strefy euro odpowiednio do 1 i 1,2 proc., a w przypadku Stanów Zjednoczonych do 2,6 i 2,2 proc. Szczególnie niepokojąca jest prognoza dla Chin, zakładająca, że w 2020 r. dynamika tamtejszej gospodarki obniży się do 6 proc. z 6,2 proc. szacowanych na rok obecny. Gospodarka Niemiec ma wzrosnąć w tym roku o 0,7 proc., a w przyszłym o 1,1 proc. Najbardziej optymistyczny jest Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewający się globalnego spowolnienia w tym roku do 3,3 proc., a w przyszłym wzrostu sięgającego 3,6 proc. Pozytywnych tendencji, wynikających z poluzowania polityki pieniężnej przez główne banki centralne, oczekuje już w drugiej połowie obecnego roku. Według MFW dynamika światowego PKB po 2020 r. ustabilizuje się na poziomie około 3,5 proc. Szczegółowe dane wskazują, że średnią podwyższają głównie gospodarki wschodzące. W przypadku krajów rozwiniętych oczekuje się spowolnienia do 1,8 proc. w tym roku, do 1,7 proc. w przyszłym, a dla USA odpowiednio do 2,3 i 1,9 proc. Niewielkiej poprawy oczekuje się dla strefy euro, a pogorszenia w przypadku Japonii i Chin.
Ostrego hamowania w tym roku spodziewa się niemieckie Ministerstwo Gospodarki, szacując, że PKB wyniesie zaledwie 0,5 proc. W 2020 r. ma jednak sięgnąć 1,5 proc. Niewiele większym optymizmem wykazują się przedstawiciele najbardziej renomowanych niemieckich instytutów badawczych (tzw. rada pięciu mędrców) oczekujących wzrostu PKB w tym roku o 0,8 proc. W przypadku Niemiec fatalnie wyglądają zarówno wskaźniki realnej gospodarki, takie jak dynamika produkcji przemysłowej, zamówień czy eksportu i importu, jak i wskaźniki wyprzedzające. Przemysłowy PMI, zniżkujący od połowy ubiegłego roku, w marcu osiągnął poziom najniższy od lipca 2012 r. Siedem lat temu niemiecki PKB spowolnił w najgorszym momencie do 0,4 proc. Wszystko wskazuje na to, że tym razem również zdoła się obronić przed recesją, choć pewności w tej kwestii nie ma. Co ciekawe, o recesji najczęściej wspomina się w przypadku gospodarki amerykańskiej, która na razie znajduje się w bardzo dobrej kondycji. Po relatywnie niewielkim osłabieniu w latach 2015–2016 dynamika wzrostu PKB wyraźnie przyspiesza, sięgając w pierwszym kwartale według wstępnych szacunków 3,2 proc.
Obligacje straszą
Spośród sygnałów rynkowych najbardziej pesymistyczne dla gospodarki wskazania płyną z zachowania obligacji skarbowych. Zaledwie kilka miesięcy temu, w październiku i listopadzie, rentowność amerykańskich papierów dziesięcioletnich przekraczała 3,2 proc., osiągając poziom najwyższy od połowy 2011 r., a analitycy nie zastanawiali się nad tym, czy dalej wzrośnie, ale o ile pójdzie w górę. Podobnie było w przypadku obligacji niemieckich, choć tamtejsza gospodarka już od początku 2018 r. wykazywała wyraźne oznaki spowalniania. Obecnie ich rentowność jest ujemna, a w przypadku amerykańskich obniżyła się do 2,4–2,5 proc. Można więc powiedzieć, że niemiecki rynek długu z wyraźnym opóźnieniem zareagował na negatywne sygnały płynące z gospodarki. Prawdopodobnym powodem była postawa Europejskiego Banku Centralnego, który jeszcze w listopadzie ubiegłego roku sygnalizował, że słabsze dane makroekonomiczne nie stanowią podstawy do zmiany polityki pieniężnej, a w grudniu 2018 r. wygasił program skupu aktywów. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. Mimo wspomnianego systematycznego przyspieszania amerykańskiej gospodarki Fed dość radykalnie przeszedł od zaostrzania polityki pieniężnej do wstrzymania cyklu podwyżek stóp procentowych oraz procesu redukowania bilansu i wysyłania wyraźnych sygnałów łagodzenia warunków monetarnych. Ciekawostką jest fakt, że ta wolta miała miejsce w tym samym czasie, w którym EBC uznał, że w gospodarce nie ma problemu. Pod koniec ubiegłego roku pojawiły się też pierwsze zapowiadające recesję sygnały na amerykańskim rynku długu, czyli odwracanie się kształtu krzywej dochodowości. Obligacje trzyletnie osiągnęły rentowność wyższą niż papiery pięcioletnie. Od tego czasu analogiczne sygnały pojawiały się także w przypadku obligacji o innych terminach. W marcu obecnego roku rentowność papierów dziesięcioletnich była niższa niż w przypadku bonów trzymiesięcznych. Możliwość pojawienia się tego typu zjawiska straszyła inwestorów na rynkach finansowych już od pewnego czasu, choć analitycy podkreślają, że od czasu odwrócenia krzywej do nastania recesji może minąć od kilku do kilkunastu kwartałów. Jest to sygnał na tyle silny, sprawdzający się niemal w każdym przypadku, że obawy są w pełni uzasadnione.
Rozchwiane rynki akcji
Indeksy giełdowe uznawane są za jeden z najlepszych wskaźników z wyprzedzeniem sygnalizujących zmiany koniunktury w gospodarce. W obecnym cyklu spełniają to zadanie umiarkowanie dobrze. DAX zaczął tracić wzrostowy impet w listopadzie 2017 r., a od stycznia następnego roku znalazł się w silnym trendzie spadkowym. Trudno więc mówić o sygnałach wyprzedzających, a raczej o zbieżności osłabienia w niemieckiej gospodarce i bessy na parkiecie we Frankfurcie. Ale trzeba też przyznać, że pogorszenie się koniunktury nastąpiło dość niespodziewanie. Choć zagrożenia, takie jak choćby wojna handlowa czy brexit, były widoczne już dużo wcześniej, początkowo ich konsekwencje nie budziły zbytniego niepokoju inwestorów. Zależność gospodarki niemieckiej i chińskiej znalazła swoje odzwierciedlenie w ścisłej korelacji między indeksami we Frankfurcie i w Szanghaju, które solidarnie szły w dół w tym samym czasie i w podobnej skali. Najbardziej interesujące jest pytanie, czy trwająca od początku roku zwyżka to tylko odreagowanie czy zwiastun poprawy koniunktury w gospodarce.