Powell nie obiecał, że obniży stopy procentowe już w lipcu, to jednak wystarczyło do uspokojenia rynkowych nastrojów.
Euforii nie było
Po krótkim okresie nerwowości, wywołanej publikacją nadspodziewanie dobrych danych z amerykańskiego rynku pracy, szef Fedu znów wkroczył do akcji, szybko uspokajając sytuację. Miał ku temu dobrą okazję, bo akurat w minioną środę przypadał termin przedstawienia przed Komisją ds. Usług Finansowych Izby Reprezentantów okresowego raportu dotyczącego polityki pieniężnej. Powell wykorzystał to do wytłumaczenia niedawnej wolty, w wyniku której niezakłócony, wydawałoby się, cykl zaostrzania monetarnego gładko zastąpiony został zapowiedzią łagodzenia warunków, niewykluczającego nawet powrotu do ilościowego luzowania. Dokonał tego, nie strasząc zbytnio stanem czy pogarszającymi się perspektywami amerykańskiej gospodarki, wskazując jedynie na liczne czynniki ryzyka, mogące zagrozić koniunkturze i zapewniając, że Fed jest w stanie im zaradzić. Pesymistów przejętych zagrożeniami nie było wielu, o czym świadczy utrzymywanie się nowojorskich indeksów blisko rekordowo wysokich poziomów. S&P 500 testuje okrągłą barierę 3000 punktów, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się celem niezbyt realnym, a Dow Jones przekroczył rekordowe 27 tys. punktów. Można co prawda ponarzekać, że nie mamy do czynienia z euforią zakupów, ale ta okoliczność przemawia akurat za utrzymaniem się dobrej koniunktury na giełdzie jeszcze przez jakiś czas, choć nie można oczywiście wykluczyć spadkowych korekt. Na razie jednak nie widać powodów, by miały one mieć bardziej dramatyczny przebieg.
Na pozostałych głównych światowych parkietach sytuacja nie była aż tak dobra. Niemiecki DAX tracił do czwartku 1,9 proc., zaliczając najmocniejszą tygodniową zniżkę od początku czerwca. Trudno się jednak temu dziwić, patrząc na kolejną serię słabych danych makroekonomicznych, dotyczących produkcji przemysłowej, handlu zagranicznego czy pogarszających się nastrojów inwestorów finansowych. Niewielki, sięgający 0,5 proc., spadek zaliczył także japoński Nikkei. W pierwszych dniach minionego tygodnia dość niepokojąco rozwijała się sytuacja na rynkach wschodzących. MSCI Emerging Markets kontynuował rozpoczętą 2 lipca tendencję spadkową, która została powstrzymana po wystąpieniu Jerome'a Powella. Do czwartku indeks zniżkował jednak o 0,3 proc. Spory w tym udział miały Chiny, gdzie Shanghai Composite w trakcie pierwszych czterech sesji tracił ponad 3 proc.
Warszawa relatywnie słabsza
Nasz parkiet nie skorzystał z poprawy nastrojów po gołębich wypowiedziach szefa Fedu. Miniony tydzień przyniósł przerwanie trwającej od siedmiu tygodni dobrej passy byków na warszawskim parkiecie. Indeks największych spółek w trakcie pierwszych czterech sesji stracił 1,1 proc., WIG i mWIG40 zniżkowały po 0,3–0,4 proc., a wskaźnik najmniejszych firm ledwie obronił się przed spadkiem. Teoretycznie najgorsze były pierwsze dwa dni, co można złożyć na karb wątpliwości w kwestii tego, co zrobi Fed, po zaskakująco dobrych danych z amerykańskiego rynku nieruchomości. Optymizm po gołębich sygnałach Jerome Powella w środę i w czwartek wykorzystywany był wyraźnie do sprzedaży polskich akcji i to można uznać za poważny sygnał ostrzegawczy. W ciągu dnia WIG20 szedł mocno w górę, by kończyć sesje jedynie symbolicznymi zwyżkami. Podejrzenia o powód środowego cofnięcia prowadzą do informacji o obniżeniu z 90 do 80 proc. minimalnego progu zaangażowania w akcje dla podmiotów, które mają powstać po likwidacji OFE. Co prawda pojawiła się ona już po zakończeniu handlu, ale profesjonalni uczestnicy rynku mogli znać ją już wcześniej. Po wyjaśnieniach okazało się, że za takim rozwiązaniem stoi decyzja o zmianie zasad rozliczania opłaty przekształceniowej, a więc obniżenie limitu będzie neutralne z punktu widzenia rynku, bowiem nie spowoduje konieczności wyprzedaży akcji przez OFE. Nie zmienia to jednak faktu, że fundusze emerytalne, szykując się do „transformacji", systematycznie zmniejszają zaangażowanie na rynku akcji, tworząc presję podaży. Tym można tłumaczyć względną słabość warszawskiego parkietu wobec rynków wschodzących. Od początku roku MSCI Emerging Markets rośne o ponad 10 proc., zaś MSCI Poland o 1,6 proc., a WIG20 wyrażony w dolarach o niespełna 1 proc. Według szacunków analityków DM Trigon od początku roku fundusze emerytalne sprzedały polskie akcje o wartości 3,5 mld zł. I wszystko wskazuje na to, że ta tendencja będzie kontynuowana. Na choćby częściowe zneutralizowanie tego zjawiska dzięki wpłatom na PPK i zakupom akcji przez tego typu fundusze trzeba będzie jeszcze poczekać co najmniej kilka miesięcy.
W takich warunkach obrona przed zejściem WIG20 poniżej 2300 punktów może być uznana za sukces byków, choć jego utrzymanie może być wyzwaniem w przypadku pogorszenia się nastrojów w otoczeniu. Zagrożeniem może być tu nie tylko ewentualna spadkowa korekta na Wall Street, ale szczególnie słabe w ostatnich dniach zachowanie parkietu we Frankfurcie. Pojawiające się od dłuższego czasu bardzo pozytywne prognozy dla naszej gospodarki najwyraźniej nie robią większego wrażenia na inwestorach zagranicznych i nie zanosi się na to, by ta tendencja uległa zmianie. W gronie blue chips w ostatnich dniach pozytywnie wyróżniały się akcje Tauronu, które do czwartku zyskiwały ponad 4 proc. To już ich trzeci z rzędu zwyżkowy tydzień. Od dołka z połowy czerwca poszły one w górę o prawie 27 proc. Trwa hossa Dino, akcje wzrosły o prawie 4 proc., ustanawiając kolejny historyczny rekord. „Odcięcie" dywidendy nie zaszkodziło zbytnio walorom Pekao, które zwyżkowały o ponad 2 proc. O prawie 2 proc. w górę poszły także akcje JSW, ale w ich przypadku trudno wciąż mówić o przełamaniu złej passy. Czerwoną latarnią w składzie WIG20 okazały się papiery KGHM, zniżkujące o prawie 3 proc., i to mimo wzrostowego odreagowania na rynku miedzi. Po siedmiu tygodniach zwyżek sporej, prawie 3-proc., korekty doczekały się akcje PZU. Spadkową tendencję kontynuowały walory Santandera, tracące ponad 1,4 proc. Od lokalnego szczytu z połowy czerwca zniżkują one już o ponad 6 proc. W tym czasie WIG-banki stracił jedynie 2,7 proc. Lekkiej zadyszki dostały papiery Cyfrowego Polsatu, tracąc do czwartku 0,9 proc. To niewiele, biorąc pod uwagę wcześniejszą zwyżkę o 30 proc., licząc od dołka z połowy maja. Zła passa nie opuszcza walorów CCC. Które w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zniżkowały o 6,5 proc., zbliżając się do dołków z początku czerwca. Ostatnia fala wyprzedaży ruszyła 2 lipca, po publikacji rozczarowującej informacji o dynamice przychodów ze sprzedaży za czerwiec.