W teorii takie postawienie sprawy jest zgodne ze starą giełdową prawdą, że za „generałami”, czyli liderami i dużymi spółkami, muszą pójść „szeregowi”, których mianem określa się podmioty mniejsze. Problem w tym, że to stare giełdowe porzekadło nie do końca się sprawdza – i to już od wielu lat. Do tego ogólna biznesowa praktyka także nie uzasadnia potrzeby „demokratycznych” silnych zwyżek.

Głosy o „wąskim” rynku ucichły pod koniec zeszłego roku. Wówczas bowiem rynek rzeczywiście zaczął rosnąć dość szeroko. Na Wall Street zyskiwały zarówno duże, jak i mniejsze podmioty. Dobrze zachowywały się także rynki międzynarodowe, włącznie z europejskimi i oczywiście polskim. Od początku nowego roku stara narracja zaczęła jednak wracać. Na Wall Street indeks S&P 500 ustanowił bowiem historyczne maksima głównie dzięki wąskiej grupie liderów. Chodzi o technologiczne spółki, które zaczęto grupować mianem „wspaniałej siódemki”. Nowe maksima były zasługą szczególnie trzech spółek z tego grona – Mety, Microsoftu i oczywiście Nvidii. Kurs akcji tej ostatniej spółki od początku roku zyskał już lekko ponad 20 proc. Czy tego typu zachowanie nie jest korzystne z punktu widzenia inwestorów?

Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi: nie. Natura ludzka bazuje na liderach i nie inaczej jest w biznesie oraz na rynku kapitałowym. Niestety nie wszyscy wygrywają, tylko wąska grupa najlepszych. Trudno więc oczekiwać, że rynek powinien zawsze rosnąć szeroką ławą, jednocześnie unosząc wszystkie łodzie, czyli spółki z różnych branż i segmentów. Tak się czasami dzieje i miało to miejsce pod koniec zeszłego roku. Główną przyczyną tego stanu rzeczy były nadzwyczaj korzystne warunki charakteryzujące się istotnym spadkiem rynkowych stóp procentowych w obliczu oczekiwań na tzw. miękkie lądowanie gospodarki. Problem w tym, że nie do końca jest to norma, szczególnie w turbulentnym okresie, z jakim mamy do czynienia od czasu pandemii. Zresztą także wcześniej, i to przez wiele lat, hossa w USA nie do końca była demokratyczna. Małe spółki nie radziły sobie tak dobrze jak te większe, co tłumaczono faktem, że najlepsze spółki z ich grona rosną i je opuszczają, by stać się średnimi podmiotami, a później być może także dużymi. Oczywiście nie chodzi o to, że zwyżki były udziałem tylko wąskiego grona spółek. Inne także na wartości zyskiwały, ale po prostu mniej.

Można powiedzieć, że sama budowa indeksów giełdowych premiuje poczynania liderów. Ich udział bowiem rośnie i dzięki temu mają coraz większy wpływ na ogólny wynik indeksu.

Oczywiście ten czas nie trwa wiecznie i w bliższej lub dalszej przyszłości należy oczekiwać zmiany tych liderów. Nie będzie to jednak zjawisko niekorzystne, a wręcz pożądane. Zanim jednak to nastąpi, trzeba po prostu zaakceptować fakt, że zwycięscy zgarniają należną im premię, co rynek po prostu stara się odzwierciedlać.