Aktualnie rynek jest niezwykle trudny i wymagający dla inwestorów, szczególnie od strony analitycznej. Przykładowo analiza techniczna wielu liczących się globalnych indeksów wygląda pozytywnie i sugeruje większe prawdopodobieństwo kontynuacji wzrostów zapoczątkowanych na jesieni zeszłego roku. Kłóci się to jednak z realnym zagrożeniem recesją, na wystąpienie której wskazuje na tyle liczna grupa wskaźników, że trudno wobec tej perspektywy przejść obojętnie. Zresztą wszystko wskazuje na to, że właśnie obserwujemy tego przedsmak w publikowanych przez spółki wynikach. W dobie wysokiej inflacji niektórych może zwodzić iluzja nominalnej poprawy, szczególnie na poziomie przychodów, których agregaty w obecnych warunkach spadać nie powinny. Jeżeli jednak spojrzymy na zyski, to obraz będzie już inny i mowa nie tylko o wartościach realnych, ale także nominalnych.

Jak to więc możliwe, że rynek na poziomie zmiany samych cen wygląda obiecująco, mimo że zyskowność notowanych spółek jest pod presją i niekoniecznie musi ulec poprawie w dalszej części roku? Otóż inwestorzy są skłonni więcej płacić za zyski spółek, niż miało to miejsce w roku poprzednim, kiedy wskaźniki wyceny konsekwentnie spadały i w większości odpowiadały za obserwowane spadki na giełdowych parkietach. Teraz obserwujemy niejako lustrzane odbicie tego zjawiska, które inspirowane jest zmianami oczekiwanego kosztu pieniądza. W zeszłym roku zakładane w przyszłości stopy procentowe rosły, a w tym spadają. To niejako potwierdzenie, że rynek akcji i obligacji wciąż jadą na tym samym wózku, którego motorniczym jest koszt pieniądza. Wydaje się jednak, że mało kto się zastanawia nad konsekwencjami tych zmian dla koniunktury gospodarczej. Większość bowiem patrzy tylko przez pryzmat inflacji. Jej spadek odczytywany jest korzystnie, a trochę zapomina się o tego konsekwencjach dla wzrostu gospodarczego. Te bowiem niekoniecznie już są tak pozytywne. Może się bowiem okazać, że zadowolenie ze spadku inflacji przyjdzie z mniej przyjemną wiadomością o recesji. Wówczas wpływ spadających wyników spółek może okazać się dominującym i w konsekwencji przekreślić nadzieje na nową hossę.

Alternatywny scenariusz zakłada uniknięcie recesji, ale kosztem wyższej inflacji. Taki obrót sprawy byłby łaskawszy dla zyskowności spółek, ale mniej korzystny dla wycen. Jakkolwiek by więc patrzeć, fundamenty nie do końca potwierdzają optymizm płynący z zachowania samego rynku. Ktoś więc się myli. Rynek może być zbyt optymistyczny w swych założeniach albo fundamentalna przyszłość okaże się mniej pesymistyczna niż na chwilę obecną się to wydaje.