Dokładnie dwa tygodnie temu inwestorzy zastanawiali się, czy stopy procentowe w USA mogą w tym roku osiągnąć poziom 6 proc. Pojawiły się jednak zawirowania w sektorze bankowym i sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Wróciły zakłady na obniżki stóp procentowych w dalszej części roku, które ożywiły dyskusję o „pivocie” Fedu.
Sytuacja na rynku w ostatnim czasie zmienia się jak w kalejdoskopie. Paradoksalnie rynki akcji mierzone głównymi indeksami nie wyglądają na tak rozchwiane jak rynki obligacji.
Indeks S&P 500 utrzymuje się w trendzie bocznym i – patrząc na jego wykres – trudno dostrzec panikę na miarę tej z 2008 roku, analogie z którym były ostatnimi czasy wielokrotnie przywoływane. W przypadku obligacji zmienność przyciąga już większą uwagę.
Na początku miesiąca rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji krążyła wokół 4 proc., po czym szybko osunęła się w stronę tegorocznych minimów, które nawet zostały naruszone po spadku rentowności do poziomu zaledwie 3,3 proc.
Przyczyną podwyższonej zmienności są oczywiście problemy, jakie na początku pojawiły się w amerykańskim sektorze bankowym, by później rozlać się także na europejskiego Credit Suisse. Nadzorcy i rządzący wyciągnęli jednak wnioski z 2008 roku i nie chcą dopuścić do niekontrolowanego rozlania się problemów na cały sektor i później także na sferę realną gospodarki.