Tuż przed październikowym posiedzeniem krajów OPEC+ aktywność na rynku ropy naftowej wyraźnie odżyła. Od połowy czerwca, czyli od momentu, w którym świat rynków kapitałowych wystraszył się wizji globalnego spowolnienia, surowiec znajduje się w trendzie spadkowym. Tym sposobem cena baryłki ropy typu Brent w ciągu zaledwie trzech miesięcy pokonała drogą ze 120 do 85 USD/bar. Wydaje się jednak, że dotarcie do przedziału 85–90 USD naruszyło dolną granicę tolerancji kartelu, który na najbliższym posiedzeniu dokona najprawdopodobniej największego cięcia produkcji od czasów paniki wywołanej wybuchem pandemii. Wygląda na to, że na nic zdała się lipcowa wizyta prezydenta Bidena na Bliskim Wschodzie. Nie od dziś wiadomo, że relacje Saudów z obecną administracją Białego Domu wyraźnie ochłodziły się w porównaniu z czasami prezydentury Trumpa, niemniej ogłoszenie zwiększenia cięć w tym momencie trudno nazwać inaczej niż ciosem poniżej pasa.

W ostatnim czasie specjaliści zakładają powrót ropy do trendu wzrostowego. Analitycy JPMorgana widzą wysokie prawdopodobieństwo powrotu ceny w końcówce roku do poziomu 100 USD/bar., natomiast Goldman Sachs w swoich przewidywaniach idzie o krok dalej i zakłada w przyszłym roku cenę baryłki typu Brent na poziomie 125 USD. Prognozy te na pierwszy rzut oka wydają się oderwane od rzeczywistości, biorąc pod uwagę wszechobecną recesyjną retorykę, jednak wszystkie banki jednogłośnie wskazują, że lata niedoinwestowania infrastruktury wydobywczej zaczynają coraz bardziej odbijać się czkawką w postaci ograniczonych możliwości podaży. Warto również zwrócić uwagę, że w bieżącym kwartale rynek będzie musiał zmierzyć się z perspektywą odbudowy rezerw strategicznych USA, z których zostało uwolnionych łącznie od kwietnia ponad 180 mln baryłek surowca. Gdy dodamy do tego czynnik w postaci potencjalnego wygasania części rosyjskiej produkcji, przytoczone wyżej prognozy zaczynają nabierać sensu.

W praktyce decyzja OPEC nie zmieni za wiele, gdyż od dłuższego czasu poszczególne kraje członkowskie nie wywiązują się z ustalonych planów produkcyjnych w ilości znacznie przewyższającej przytoczoną wartość cięć. Nie zmienia to jednak faktu, że kartel jasno dał do zrozumienia, że jak najdłużej będzie chciał utrzymywać ceny na podwyższonym poziomie, a za „próg bólu” można uznać przedział 85–90 USD/bar., przy którym może w przyszłości dochodzić do podobnych ruchów.