Przyczyniły się do tego gorsze dane z USA. Sprzedaż detaliczna w lipcu spadła o 0,1 proc. m/m i aż 0,6 proc. m/m bez uwzględnienia samochodów. Tymczasem spodziewano się jej wzrostu (odpowiednio o 0,7 proc. m/m i 0,1 proc. m/m). Dane, zatem rozczarowują, chociaż przecież w amerykańskiej gospodarce należy oczekiwać „stabilizacji”, a nie „wyraźnej poprawy”. Odnosząc się do dzisiejszych danych, warto zwrócić na wyższy odczyt cotygodniowego bezrobocia do 558 tys., wobec prognozowanych 545 tys.
W kraju kluczowy był odczyt danych o inflacji CPI w lipcu, która wzrosła do 3,6 proc. r/r z 3,5 proc. r/r. To praktycznie redukuje do zera szanse na dalsze cięcia stóp procentowych. W opinii prof. Dariusza Filara nie można wykluczyć, iż RPP w najbliższym czasie poinformuje o zakończeniu cyklu obniżek stóp procentowych. W długim horyzoncie są to jednak informacje, które powinny wspierać złotego ze względu na rosnącą atrakcyjność handlu opartego o carry-trade.
O godz. 16:07 za euro płacono 4,1370 zł, a dolar był wart 2,8960 zł. Na rynku międzynarodowym euro było warte średnio 1,4285 USD. To pokazuje, że w większym stopniu na słabsze dane z USA zareagowały giełdy, niż rynek walutowy. Z pełną oceną warto będzie jednak zaczekać do jutrzejszej publikacji danych o inflacji CPI, produkcji przemysłowej i nastrojach konsumenckich w Stanach Zjednoczonych.
Sporządził: Marek Rogalski – analityk DM BOŚ S.A.