Giełdy amerykańskie przebiły historyczne szczyty, indeks dolara wzrósł o ponad 4 proc., złoto staniało o 7,5 proc., rentowności dziesięcioletnich obligacji amerykańskich poszybowały w górę o ponad 50 pkt bazowych, a obligacji większości krajów emerging markets o jeszcze więcej. Choć w mijającym tygodniu tempo zmian cen zdecydowanie zwolniło, wydaje się, że ten trend będzie kontynuowany.

Za część tego ruchu z pewnością odpowiada wynik wyborów w USA. Rozbudzone oczekiwania rynku dotyczące stymulacji fiskalnej, która ma w przyszłości skutkować szybszym tempem wzrostu gospodarczego i presją inflacyjną, wymagają dostosowania w wycenach. Ale ceny obligacji spadają nie tylko dlatego. Od kilku tygodni notujemy serię polepszających się danych ekonomicznych – badania koniunktury w Europie i w Stanach Zjednoczonych są najlepsze od roku. Do tego w nadchodzących miesiącach w szybkim tempie będzie rosła inflacja, i to praktycznie wszędzie. Takie środowisko ekonomiczne nie sprzyja rynkom stopy procentowej.

Spadki cen obligacji mogą więc być kontynuowane w najbliższych tygodniach. Do zakupów przy lepszych poziomach będzie pewnie można wrócić w I kwartale. Wtedy też lepiej będzie można ocenić propozycje nowego amerykańskiego prezydenta. Jeśli okażą się dla rynku rozczarowaniem i wrócimy do debatowania o sekularnej stagnacji, rentowności na świecie mogą testować historyczne minima.