Sygnał był tym mocniejszy, że pomimo tego, że saldo INI SII wyszło na najwyższy poziom od ponad 2 lat, WIG20 nie był w stanie pokonać szczytu z kwietnia br. Późniejszy spadek, w trakcie którego WIG20 (i mWIG40, chociaż nie WIG i nie sWIG80) spadł do najniższego poziomu od 2,5 roku, potwierdził znaczenie tego sygnału. Dwa poprzednie tak zdefiniowane sygnały (wzrost salda optymistów i pesymistów o ponad 59 pkt w ciągu mniej niż 3 miesięcy) pojawiły się 2 lutego 2012 oraz 25 stycznia 2018. W pierwszym przypadku późniejszy spadek trwał niecałe 4 miesiące, a w tym czasie WIG20 stracił 14,1 proc., zaś w drugim przypadku indeks stracił 18,9 proc. w ciągu 5 miesięcy. Gdyby obecnie było podobnie, to WIG20 należałoby szukać w okresie od końca października do połowy grudnia w przedziale 1910–2023 pkt. Po ostatnich spadkach sentyment krajowych inwestorów indywidualnych uległ oczywiście schłodzeniu, ale na razie saldo INI SII spadło jedynie w okolice zera i ta wartość utrzymuje się już trzeci tydzień. Wracając do przedstawionych analogii z podobnymi sytuacjami z 2012 i 2018 roku, można zauważyć, że w pierwszym przypadku dołek cen akcji został ustanowiony dopiero po zejściu salda INI SII do poziomu -19,4 pkt proc., zaś w drugim przypadku do poziomu -42 pkt proc.
W przeszłości użytecznym wskaźnikiem pozwalającym ocenić perspektywy „wschodzących" rynków akcji były oczekiwania inflacyjne w USA. Można je łatwo uzyskać, porównując bieżącą rentowność obligacji o stałym oprocentowaniu np. 10-letnich z podobnymi obligacjami indeksowanymi tempem inflacji. Taki „break-even inflation" zwykle spadał równolegle z cenami akcji na emerging markets podczas jakichś działających deflacyjnie kryzysów gospodarczych czy finansowych. Z czasem, gdy poziom oczekiwań inflacyjnych w USA spadał do odpowiednio niskiego poziomu, do akcji uspokojony brakiem groźby wzrostu inflacji i zaniepokojony możliwością rozwinięcia się długoterminowej deflacji wkraczał agresywnie Fed, łagodząc politykę pieniężną. Spadek stóp, oddalający groźby bankructw zadłużonych firm, z czasem uruchamiał nową cykliczną hossę na „wschodzących" rynkach akcji. Ta hossa trwała, dopóki oczekiwania inflacyjne się nie odbudowały (poziom powyżej 2,4 proc.), co skłaniało Fed tym razem do zaostrzenia polityki pieniężnej, co prędzej czy później uruchamiało nową bessę i zapowiadało jakiś kryzys w przyszłości. Dwa dni temu 10-letnie oczekiwania inflacyjne w USA spadły do poziomu 1,54 proc. (w porównaniu z faktyczną roczną zmianą CPI w USA na poziomie +1,8 proc. w lipcu). W przeszłości udane średnioterminowe zakupy akcji na emerging markets „gwarantował" poziom niższy niż 1,3 proc. Gdyby w najbliższych tygodniach pojawił się na świecie jeszcze jeden impuls deflacyjny (brak obniżki stóp Fed, kolejna eskalacja amerykańsko-chińskiej wojny handlowej, brak porozumienia w sprawie warunków brexitu itp.), to można by liczyć na zejście oczekiwań deflacyjnych w USA do poziomu, który będzie zachęcał do kupna akcji na EM (a przy okazji na finalne umocnienie dolara i obligacji skarbowych i być może finalne osłabienie rynku surowców, w szczególności ropy). ¶