Ostatnio można odnieść wrażenie, że gdzieś w jakimś tajnym laboratorium wojskowym przeprowadzane są zaawansowane próby prototypu takiego urządzenia, bo rzeczywistość wokół nas zaczyna jak gdyby lekko wariować. Gdyby jakiś prognosta w ubiegłym roku twierdził, że świat pogrąży się niebawem w recesji z powodu pandemii jakiegoś wirusa albo że ropa naftowa będzie kosztować minus 37,6 dolara, to natychmiast zostałby wysłany do wariatkowa.
Od wtorku sytuacja trochę się znormalizowała (chociaż tankowce z Zatoki Perskiej nadal płyną do Stanów Zjednoczonych, więc sytuacja jest pewnie nadal dynamiczna). W przeszłości tak silne contango (sytuacja, w której dalsze kontrakty są droższe niż bliższe) pojawiało się w roku 1986 (tuż przed katastrofą w Czarnobylu), w 1998 roku (po wybuchu kryzysu azjatyckiego i w okolicach bankructwa Rosji z sierpnia tego roku) oraz na przełomie 2008 i 2009 roku w trakcie wielkiej recesji. W każdym z tych trzech przypadków cena ropy odbijała później w górę o przynajmniej 100 proc. w ciągu następnych mniej więcej dwóch lat (ale co to znaczy +100 proc. od -37,6 dolara za baryłkę?).
Jeśli chodzi o pandemię, to na drugie miejsce pod względem dziennego przyrostu liczby potwierdzonych przypadków choroby i na pierwsze miejsce pod względem tygodniowej dynamiki tej liczby wyszła Rosja (+33,5 tysiąca). USA chyba 11 kwietnia już minęły szczyt tygodniowej dynamiki wzrostu liczby zakażeń, ale cały czas utrzymuje się ona na wysokim, przekraczającym 200 tysięcy, poziomie.
U nas ograniczenia wprowadzone w celu walki z szerzeniem się epidemii przełożyły się na 9-proc. spadek wartości sprzedaży detalicznej w marcu w stosunku do marca ub. r. Ze względu na sezonowość w marcu sprzedaż detaliczna zwykle rośnie o kilkanaście procent. W tym roku spadła o 3,3 proc. w stosunku do poziomu z lutego, co jest najgłębszym tego typu spadkiem od przynajmniej 1980 roku. ¶