Krach, katastrofa, armaggedon.... to określenia adekwatne dla początku pandemii. Dodatkowo wszystko działo się nieprawdopodobnie szybko. Wystarczy wspomnieć, iż indeks S&P500 stracił od swojego apogeum 10% w najkrótszym czasie w historii, a był to dopiero początek ruchu spadkowego. Obserwowaliśmy spółki, których kapitalizacja malała o 80-90% w ciągu 3-4 tygodni...
Gdy minęła największa panika, świat się jednak nie zawalił. Rządy uruchomiły „tarcze", a banki centralne ogromne pakiety „luzujące", zalewając rynki falami taniego pieniądza. Spowodowało to zupełne odwrócenie nastrojów na giełdach. Skala ówczesnej interwencji okazała się najszybsza i największa w historii np. w ciągu pierwszych 2 tygodni amerykański FED wpompował w rynek więcej pieniędzy niż podczas całego wielkiego kryzysu finansowego przed 10 laty. Trwający wszędzie prawie całkowity lockdown gospodarki zaowocował - jak się okazało - między innymi gwałtownym wzrostem zainteresowania giełdą ze strony inwestorów indywidualnych. Było to zjawisko powszechne zarówno za oceanem, jak i na rynku krajowym. Liczba rachunków maklerskich urosła w tempie nienotowanym od 10 lat - co w przeszłości następowało jedynie przy okazji wielkich prywatyzacji. Ponadto do akcyjnych funduszy inwestujących, a następnie na GPW, napłynęło między kwietniem a czerwcem, około 900 mln złotych. W rezultacie m.in. sWIG80 zyskał od początku roku ponad 33% (od marcowego dołka prawie 80%), a New Connect prawie 110%. Równocześnie indeks szerokiego rynku zdołał odrobić prawie całe wcześniejsze straty. Kolejnym czynnikiem, utrzymującym trend wzrostowy, były obniżki stóp procentowych i praktycznie zerowe oprocentowanie lokat bankowych, skutkujące ponownym wzrostem popularności funduszy dłużnych i szukaniem rentowności w inwestycjach w akcje. Na tym tle negatywnie wyróżniał się wciąż indeks dużych spółek, zdominowany przez banki i duże państwowe konglomeraty jak PKN Orlen czy KGHM. Wprawdzie jesienią WIG20 zaczął silnie odrabiać straty, ale i tak rok skończył się dla niego wynikiem -7,5%. Wygląda jednak, że napływ inwestorów zagranicznych, w tym inwestujących „pasywnie" poprzez ETFy, dał w tym wypadku impuls trwalszy i dłuższy.
Jaki będzie dla rynków rok 2021? Wszystko wskazuje na to, że powinien stać pod znakiem dalszych wzrostów. Rentowność obligacji skarbowych pozostaje nadal realnie ujemna – czyli nie pokrywa inflacji - a wydaje się, że w najbliższych latach niskie/ujemne stopy procentowe zostaną utrzymane zarówno w USA, jak u w Europie. W efekcie nawet historycznie wysokie wskaźniki P/E obserwowane np. na parkiecie w USA, nie przerażają inwestorów, gdyż 2-3% dywidenda jest i tak atrakcyjniejsza niż możliwe do uzyskania stopy zwrotu z instrumentów bezpiecznych (warto przy tym zwrócić uwagę, że w Polsce można wciąż znaleźć atrakcyjne walory oferujące dywidendę na poziomie 5-7% ceny akcji).
Po trudnym 2020 roku realna gospodarka będzie wyglądała na pewno dużo lepiej, globalne PKB powinno być na dużym plusie, a efekt „bazy" spowoduje, iż porównania r/r wypadną bardzo korzystnie. Jeśli dodamy do tego pozytywny efekt szczepień przeciw koronawirusowi i będący ich efektem „powrót do normalności" widać dużo miejsca dla pozytywnych prognoz na najbliższe miesiące, w szczególności dla rynków akcji.
Z oczywistych przyczyn, na popularności straciło bowiem kupowanie nieruchomości na wynajem. W skali całego roku sprzedaż nowych mieszkań spadła o około 20%, a pod wielkim znakiem zapytania – w obliczu doświadczeń lockdownu i masowego przejścia na pracę zdalną - stanął cały rynek lokali handlowych i biurowych na wynajem. Należy się więc spodziewać zahamowania trwającego od wielu lat napływu do tego segmentu kapitałów, co przełoży się na większy popyt inwestycyjny w zakresie aktywów finansowych.