Nowe regulacje wywarły istotny wpływ na ceny akcji spółek giełdowych, od gier komputerowych po edukację. Ale czy to twarde podejście oznacza, że inwestorzy powinni omijać Chiny, czy jest to tylko część ryzyka związanego z kupnem drugiej co do wielkości gospodarki świata?
Władcy Chin są zaniepokojeni młodzieżą tego kraju, opisują gry komputerowe jako „zło duchowe" i nalegają na ograniczenie czasu spędzanego przed ekranem. Rozprawiają się również z korepetytorami internetowymi, których usługi rozkwitły w obliczu rosnącego niepokoju o wyniki nauczania. Element walki z grami komputerowymi jest prawdopodobnie najbardziej niepokojący, ponieważ branża stanowi ogromną część potencjału wzrostu gigantów EM, takich jak Tencent, jedna z największych firm w indeksie MSCI Emerging Markets Index. Przebojowa gra Tencenta „Honor of Kings" została wskazana jako przykład szkodliwego wpływu na młodych Chińczyków.
Inwestowanie w krajach azjatyckich zawsze wiązało się z ryzykiem politycznym. Istnieje cała seria ryzyk, które podejmuje się, alokując pieniądze w tej części świata. Inwestorzy nie powinni być zaskoczeni reakcją rynku, gdy Pekin napina muskuły, bo Chiny zawsze były gospodarką interwencyjną. Regulacje nie są tam niczym nowym, ale tym razem uderzyły w sektory należące do inwestorów zagranicznych, więc zwracają większą uwagę. Przez to wyprzedaż była mocniejsza, być może przesadzona. Prawdą jest, że inwestorzy napotkali wyższą zmienność w ostatnim czasie, ale rynek chiński nie załamał się w tym roku mimo największej interwencji w gospodarkę od czasu otwarcia rynków dla inwestorów zagranicznych w latach 90. XX wieku. Shanghai Composite Index jest w rzeczywistości wyżej w ciągu ostatniego roku, przynajmniej o kilka pkt proc. Z drugiej strony w świecie pozbawionym prawdziwych możliwości rozwoju Chiny zawsze będą się szczycić dynamicznymi firmami, niezależnie od klimatu politycznego. Pewnie to nie będzie ostatni atak w rozrastającej się wojnie na rynkach kapitałowych ani ostatnia niemiła niespodzianka dla rynków finansowych.
Należy zatem mieć na uwadze, że ryzyko inwestowania na rynku chińskim jest ponadprzeciętne. Żaden sektor tamtejszej gospodarki nie jest bezpieczny, bo rząd przyznał sobie bardzo szerokie uprawnienia do ingerowania we wszystko, co ma wpływ na „wspólny dobrobyt". Wszechstronny charakter takiej polityki jest znacznie szerszy, niż widzieliśmy do tej pory, i potęguje obawy, że każdy zyskowny podmiot może się znaleźć pod kontrolą Pekinu. Spadki cen akcji w tym roku pokazują, że zagraniczni inwestorzy schodzą coraz niżej na liście ważnych interesariuszy chińskich władz w dążeniu do reform. Pytanie, czy to już koniec zmian, musi więc pozostać bez odpowiedzi. ¶