Banki centralne mają naprawdę twardy orzech do zgryzienia, aby wyważyć swoje decyzje i z jednej strony nie nakręcić spirali inflacyjnej, a z drugiej nie zdusić nadmiernie odradzających się gospodarek. Godne naśladowania jest podejście Fedu, którego decyzje są trafne i który szybko dostosowuje się do zmieniających warunków. Mimo tego jednak rynek wie, czego się może spodziewać i tego właśnie brakuje RPP – forward guidance. W USA jednak na rynek finansowy, szczególnie giełdowy, patrzy się z dużo większą atencją niż w Polsce. U nas wciąż reakcja giełdy jest na szarym końcu priorytetów rządzących.

Środowa decyzja RPP była pierwszą z cyklu podwyżek, którą trafnie przewidzieli ekonomiści. I trudno mieć do nich o to pretensje, bo wcześniejszy przekaz Rady był niespójny. To przede wszystkim utrudnia inwestowanie, bo trudno o długoterminowy horyzont, gdy polityka pieniężna zmienia się w sposób nieprzewidywalny. Oczywiście, podwyżki od jakiegoś czasu są już scenariuszem bazowym, ale z wcześniejszej komunikacji RPP wynikało, że należy się spodziewać wolniejszych. Są szybsze, być może i słusznie – czas pokaże. Na pewno nie warto iść drogą Turcji, która jest antyprzykładem kreowania przez rządzących polityki pieniężnej do własnych, populistycznych celów. Może skończyć się to katastrofą gospodarczą. W Polsce co najwyżej katastrofę przeżyją inwestorzy.

Decyzje RPP wpływają w szerokim zakresie na spółki giełdowe – najbardziej na sektor bankowy, ale także na deweloperów. Wpływają też na koszt kredytu, a to jest newralgiczne w przypadku mocno zadłużonych spółek. Wpływają też na skłonność do ryzyka, chociaż tu należy spojrzeć bardziej na stopy realne – te są i w najbliższej przyszłości będą wysoce ujemne, a to akurat korzystny dla giełdy czynnik. Środowisko inflacyjne i najpewniej dopiero połowa cyklu podwyżek stóp to też dobre środowisko dla banków, który to sektor w Polsce wciąż jest wyceniany z dyskontem. W krótkim terminie ciąży mu sprawa kredytów frankowych, których koszt w skrajnym przypadku mógłby sięgnąć ponad 200 mld zł. Chodzi o uznawanie przez sądy umów kredytowych za nieważne bez możliwości dochodzenia przez bank zwrotu kapitału. Po takim ciosie sektorowi bardzo ciężko byłoby się podnieść i dlatego to rozwiązanie wydaje się na tyle absurdalne i niebezpieczne, że co odważniejsi inwestorzy mogą wykorzystywać przeceny wywołane tego typu informacjami jako okazję do zakupów. ¶