W dodatku – jak wynika z danych Institute of International Finance, w pierwszym kwartale za nominalny wzrost zadłużenia odpowiadały Chiny (2,5 bln USD) i USA (1,5 bln USD), podczas gdy inne rejony świata, z Europą na czele, ograniczały zadłużenie.
Mniejsza skłonność do wzrostu zadłużenia nie wynika naturalnie z nagłego otrzeźwienia polityków, konsumentów i korporacji. Decydującym elementem jest raczej wzrost rentowności, a więc i kosztów obsługi zadłużenia. Dobrym przykładem jest nasz rynek obligacji korporacyjnych – w II kwartale wartość emisji spadła o 61 proc. w porównaniu rok do roku (dane Obligacje.pl). W Polsce załamała się także sprzedaż hipotek.
Na globalnych rynkach zmiany mogą nie przebiegać tak dynamicznie, ale pierwotny rynek obligacji firm cierpi w wielu miejscach świata. Przy czym postępujący wzrost rentowności nie przekłada się równie szybko na wzrost kosztów odsetkowych.
Obsługa istniejącego zadłużenia na razie nie podrożała istotnie, ponieważ większość zadłużenia skarbowego i korporacyjnego na świecie ma oprocentowanie stałe.
U nas stałe kupony są domeną papierów skarbowych, co przez jakiś czas będzie jeszcze chroniło budżet przed wyższymi kosztami odsetek. Żeby nie szukać daleko, Polska w 2020 r. emitowała obligacje dziesięcioletnie oprocentowane na 1,25 proc. Dziś – po spadku rentowności w ostatnich tygodniach – byłoby to 5,8 proc.