Pomijając niuanse metodyczne (suma obrotów łącznie pochodzi ze statystyk GPW, dane o emisjach publicznych szacuje serwis Obligacje.pl), połowa handlu obligacjami przypada na emisje publiczne przeprowadzone na podstawie prospektów, choć ich obecna wartość w obrocie to 5,76 mld zł – 13,6 proc. wartości notowanych na Catalyst papierów korporacyjnych. Innymi słowy, emisje publiczne osiągają średnio wskaźniki płynności 6,5 razy wyższe niż pozostała część rynku.
Inwestorów instytucjonalnych i indywidualnych różni podejście do inwestycji. Ci pierwsi zwykle nie mają motywacji do odsprzedaży raz kupionych papierów. Wysiłek związany z analizą emitenta i warunków emisji jest zbyt duży, by się pozbyć raz kupionych papierów np. po roku czy dwóch. Zwłaszcza że czas życia obligacji jest zwykle niewiele dłuższy. Pomijając sytuacje nadzwyczajne (takie jak zwiększona fala umorzeń jednostek), zarządzający funduszami zwyczajnie nie mają motywacji do sprzedaży obligacji firm, bo transakcja sprzedaży oznacza, że wolną gotówkę trzeba ponownie ulokować, co na takim rynku jak polski nie jest wcale sprawą prostą ze względu na niewielką liczbę atrakcyjnych emisji. Poza tym inwestycja w obligacje firm ograniczona jest do ryzyka emitenta, bo większość z nich ma zmienne oprocentowanie – ryzyko stopy procentowej nie skłania zarządzających do zawierania transakcji.
Z kolei inwestorzy indywidualni to tysiące osobnych przypadków losowych, potrzeb i pomysłów na zagospodarowanie nadwyżek plus duża łatwość upłynnienia posiadanych papierów dłużnych. Średnia wartość transakcji na poziomie 20 tys. zł niedwuznacznie sugeruje, że to właśnie ta grupa stanowi o największej liczbie transakcji na Catalyst. W przypadku najpłynniejszych serii zdarza się, że przez okres obecności na Catalyst właściciela zmienia taka liczba obligacji, jaka została wyemitowana.