Z 22 banków spółdzielczych obecnych w przeszłości na Catalyst, pozostało 15. Zapadające papiery (zwykle podporządkowane) nie są refinansowane kolejnymi obligacjami i trudno powiedzieć, czy dzieje się tak ze względu na brak chętnych do obejmowania papierów, czy też banki same nie chcą wchodzić na rynek publiczny, gdzie ryzykują komentowaniem ich sytuacji finansowej, a ta nie zawsze jest dobra.
Osiem z wciąż obecnych na Catalyst banków wykazało bowiem dwucyfrowy udział kredytów zagrożonych (przed rokiem było to siedem banków), w tym w dwóch przypadkach wartość ta przekraczała 20 proc., a w jednym – Polskim BS w Ciechanowie – wyniosła 49 proc., co i tak jest poprawą w porównaniu z 2016 r. (59 proc.). Są to wartości, których można spodziewać się raczej po sprawozdaniach firm pożyczkowych. W przypadku banków świadczy o zdecydowanie zbyt luźnych kryteriach udzielania kredytów i pożyczek w przeszłości.
Poprawa, choć nie wszędzie
Problem został dostrzeżony przez inwestorów mniej więcej cztery lata temu, a od dwóch lat widoczne są działania banków, mające doprowadzić o poprawy sytuacji. Poprawę tę widać przede wszystkim we wzroście współczynników wypłacalności – jego średnia wartość w 2016 r. wyniosła 12,1 proc., na koniec 2018 r. było to już 14,3 proc., a tylko w Podkarpackim Banku Spółdzielczym wskaźnik nie przekraczał 10 proc. W przypadku wskaźnika Tier 1 było to zaledwie 3,97 proc., a po dniu bilansowym – w następstwie sądowego rozstrzygnięcia dotyczącego zrealizowanej w przeszłości transakcji znakowej, dzięki której bank podniósł osiągnięty wynik – wskaźnik ten mógł obniżyć się w okolice 0,5 proc., ale na potwierdzenie tych obliczeń trzeba poczekać do publikacji raportu za I półrocze.
W dziesięciu przypadkach banki zwiększyły pokrycie rezerwami kredyty zagrożone i obecnie jest to średnio 38 proc. (34 proc. rok wcześniej), przy czym akurat te wskaźniki są traktowane przez banki dość swobodnie i w raportach z kolejnych lat udział ten potrafi się zmieniać – niekiedy znacząco – także historycznie. Niemniej zarówno wzrost wskaźników wypłacalności, jak i wyższy udział kredytów zagrożonych i wyższe pokrycie ich rezerwami świadczy o stopniowo postępującym czyszczeniu bilansów, choć ceną często okazuje się spadek sumy bilansowej. Innymi słowy, wskaźniki kapitałowe rosną raczej dzięki odchudzeniu bilansu niż dzięki wykazywanym zyskom, które w znacznym stopniu zależą od wyniku odsetkowego, a tym – w środowisku niskich stóp – trudno się wykazać.