Nie ma ryzyka, że ceny mieszkań w Polsce poszybują w górę w znacznie szybszym tempie niż dotąd, jak ma to miejsce np. na Węgrzech?
Tego typu wzrost obserwowaliśmy już w latach 2006–2008. Myślę, że obecnie sytuacja jest zgoła inna. Wysoki popyt na mieszkania równoważony jest wysoką podażą mieszkań, czego nie było w latach 2006–2008. Jeśli chodzi o ceny mieszkań np. w Warszawie to one pozostają stabilne. W ostatnich trzech latach wzrosły o około 5 proc. Średnia cena transakcyjna wynosi teraz 7,7 tys. za metr kwadratowy. Z kolei na rynkach bardziej lokalnych, jak Wrocław, Trójmiasto, w ciągu ostatnich trzech lat miały miejsce dość znaczące zwyżki, sięgające około 20 proc. Tam sytuacja jest nieco inna. Mamy do czynienia z dość mocnym rozwojem rynku biurowego, który również ściąga pracowników, w związku z czym deweloperzy chętniej tam inwestują, a ludzie się osiedlają.
Są jakieś oznaki przegrzania rynku nieruchomości?
Ceny są dość stabilne. Ożywienie na rynku ma zdrowe podstawy. Czy mamy do czynienia z bańką okaże się w najbliższym czasie.
Jaki jest zatem scenariusz na kolejne lata?
Jest kilka elementów, które mają wpływ na rynek nieruchomości. Poziom stóp procentowych, zgodnie z zapowiedziami NBP, do końca 2018 r. ma się utrzymać na tym samym poziomie. Wygaszany jest program „MdM". Wiadomo, że jest to sama końcówka. Zobaczymy jak sobie poradzą deweloperzy, którzy mieli ofertę skrojoną typowo pod klienta z „MdM". Na pewno w ten sektor może najmocniej uderzyć program Mieszkanie+, który ma przyspieszyć. Słyszeliśmy już o pierwszych realizacjach w Warszawie na działkach Poczty Polskiej, mówi się też o Ursynowie. Zobaczymy co z tych planów wyjdzie. Czynnikiem dodatkowo stymulującym wyniki deweloperów może być ustawa o REIT. To zdecydowanie podtrzyma dobrą passę deweloperów, ponieważ pojawi się wówczas inny odbiorca, który może kupować całe bloki mieszkalne pod wynajem.