Kto dziś rozdaje karty na rynku nieruchomości? Deweloperzy czy kupujący?
Obecnie mamy skomplikowaną sytuację. Do niedawna było jasne, że karty na rynku rozdają deweloperzy. Mieliśmy bardzo duży popyt na mieszkania, jak również na kredyty hipoteczne. W ostatnich miesiącach coś na rynku zaczęło się zmieniać. Może jeszcze nie widać wyraźnej zmiany trendu, ale już np. ceny ofertowe przestały rosnąć, oczywiście jeśli patrzymy na rynek jako całość. Kredyty hipoteczne wciąż jeszcze dobrze się sprzedają. Liczba złożonych wniosków o kredyt w lipcu wzrosła o 15 proc. rok do roku. Wydaje się, że dopiero jesienią będzie można powiedzieć, w którą stronę pójdzie rynek. Trzeba oczywiście pamiętać, że rynek nieruchomości jest cykliczny. Po takim dobrym okresie przyjdzie spowolnienie. Otwartym pytaniem jest, czy stanie się to już teraz czy za kilka lat. Jak już wspomniałem, jesienią powinniśmy być mądrzejsi w tej kwestii.
Wspomniał pan o poziomie cen. Jak mocno zmieniły się one na przestrzeni lat?
Ceny wzrosły bardzo istotnie. W 2013 r. mieliśmy dołek i od tego momentu ceny wzrosły średnio o około 30 proc., a w ciągu ostatniego roku było to 10–11 proc. Wydaje się to dużo, ale można też na to spojrzeć z innej strony. W podobnym tempie rosły bowiem wynagrodzenia. Jeśli ktoś myśli, że na rynku mamy do czynienia z bańką, to powinien porównać wzrost cen i wynagrodzeń. W 2008 r. mieliśmy do czynienia z bańką, gdyż wtedy ceny zupełnie oderwały się od poziomu wynagrodzeń. Teraz potrzebujemy około 99 średnich pensji, żeby kupić 50-metrowe mieszkanie. Przed 2012 r. nie spadało to poniżej 120, a w szczycie na takie mieszkanie potrzebnych było 180 pensji. Od 2013 r. mamy natomiast stabilną sytuację w tym zakresie. Ceny, owszem, wzrosły, ale dostępność mieszkań jest na w miarę stabilnym poziomie, na co wpływ miały również utrzymujące się niskie stopy procentowe.