Inwestorzy znów uwierzyli, że gospodarka amerykańska podniesie się z kryzysu, a co za tym idzie popyt na ropę ze strony jej największego światowego konsumenta będzie utrzymywał się na stabilnym poziomie.
Ceny znowu zaczęły rosnąc, a w połowie miesiąca po sierpniowej korekcie nie było już śladu. Rynek tym samym zbliżył się po raz kolejny do historycznych poziomów, które obserwowaliśmy w sierpniu 2006 roku. Wszystko wskazywało na to, że nowe rekordy nie zostaną tym razem ustanowione. Do końca zbliżał się okres huraganów a także okres wakacyjny charakteryzujący się większym zapotrzebowaniem na benzynę.
Wrzesień jednak pod względem istotnie wyróżniał się od tego co oglądaliśmy w ciągu ostatnich kilku lat. Po kilku dniach konsolidacji, ceny ropy znów ruszyły na północ, aby pod koniec miesiąca po raz pierwszy w historii przekroczyć poziom 80 USD za baryłkę.
Jeszcze droższe od kontraktów na ropę Brent notowaną na giełdzie w Londynie okazały się amerykańskie kontrakty na light crude w Nowym Jorku, których cena momentami przekraczała poziom 84 USD za baryłkę.
Powodów, które wywindowały ceny ropy na tak wysokie poziomy jest kilka. Po za poprawą oczekiwań dotyczących kształtowania się koniunktury w Stanach Zjednoczonych, okazało się, że sezon huraganowy wcale w sierpniu się nie skończył. Już na początku września uformował się nowy, który nazwany został Felix. Huragan ten, co prawda nie wyrządził większych krzywd amerykańskim rafineriom zgrupowanym w Zatoce Meksykańskiej, jednak skłonił sporą cześć z nich do zmniejszenia przerobu ropy a także wstrzymania nowych dostaw surowca. W tym samym momencie mocno spadło wykorzystanie mocy produkcyjnych a także poziom zapasów monitorowany przez Departament Energii, który z miesiąca na miesiąc topniał.