Akcje, domy, waluty – okazje do zarobku i... straty

Znani, lubiani, podziwiani przez tłumy wielbicieli: sportowcy, artyści, dziennikarze. A przy tym inwestorzy. Zarabiają, tracą, znowu próbują – dzielą emocje, którymi żyją rynki finansowe

Publikacja: 10.04.2009 01:20

Akcje, domy, waluty – okazje do zarobku i... straty

Foto: Archiwum

Ludziom z krwi i kości, choćby niezwykle znanym, popularnym, goszczącym często – nawet wbrew własnej woli – w mediach, nie są obce ani troski, ani radości tak zwykłych śmiertelników, jak i zwyczajnych inwestorów. To nie powinno dziwić: nierzadko znane nazwiska czy znane twarze mają przecież więcej do zainwestowania (a więc i do zyskania lub do stracenia) niż inni łowcy okazji, poszukujący szczęścia w branży finansowej, na przykład na giełdzie, czy na rynku nieruchomości.

Jak się okazuje, jednym z pierwszych inwestorów, których niezwykła popularność nie wynikała bynajmniej z osiągnięć finansowych, był wieszcz – Juliusz Słowacki. Znawcy jego biografii twierdzą, że z równą finezją układał wyjątkowo piękne rymy, jak i lokował na paryskiej giełdzie. Miał na niej z wielkim powodzeniem inwestować, m.in. w akcje kolei lyońskiej, pieniądze przysyłane przez matkę, co zapewniało mu szczęśliwy żywot rentiera, w przeciwieństwie do innych, klepiących biedę poetów tej choćby miary co Norwid. Możemy tylko żałować, że Słowacki nie pozostawił nam wyraźnych wskazówek inwestycyjnych, o ile nie są zaszyfrowane w jego niezrównanych dziełach...

Czy takich wskazówek udzielą nam ci, którzy dziś zaprzątają wyobraźnię tłumów i uwagę licznych pism kolorowych? Większość traktuje temat inwestycji jako niezręczny lub nawet wstydliwy. Kilku udało nam się jednak namówić na odrobinę zwierzeń. Posłuchajmy...

– Nie można powiedzieć, żebym był teraz bardzo aktywnym inwestorem giełdowym, a zwłaszcza ostatnio – mówi Maciej Dowbor, znany prezenter telewizyjny. – Jednak jeszcze rok, dwa lata temu inwestowałem dość agresywnie. Taka strategia w czasach gwałtownej bessy miała dość łatwy do przewidzenia skutek. Zostałem, jak to się eufemistycznie mówi, inwestorem długoterminowym – przyznaje. Nie chce zdradzić, ile wynosiły jego inwestycje w szczytowym momencie hossy. – Nie były to zawrotne sumy, ale i nie jakieś symboliczne.

Moją największą inwestycyjną porażką są akcje LC Corp. Stanowiły one około jednej trzeciej portfela – mówi Dowbor. Z przekąsem dodaje, że strata na akcjach LC Corp. jest tak duża, że zyski z tej lokaty będą liczyć jego dzieci, a może nawet wnuki. Z drugiej strony wierzy, że Leszek Czarnecki (główny inwestor w LC Corp., jeden z najbogatszych Polaków) poradzi sobie z tym. – Nieraz udowodnił przecież, że w sprawach biznesowych się nie myli. Teraz też musi coś wymyślić – ożywia się Dowbor. Mimo strat nie zamierza przestać inwestować. – Jestem cały czas obecny na rynku. Tylko aktywność się nieco zmniejszyła – twierdzi.

Szczęścia do inwestycji nie miał też Zygmunt Chajzer. Kilka lat temu powierzył część oszczędności słynnej Warszawskiej Grupie Inwestycyjnej, która w atmosferze skandalu splajtowała. Do dziś nie może odzyskać zainwestowanych kwot. Mimo to nadal inwestuje. – Nie jestem specjalistą, więc potem powierzyłem pieniądze fachowcom z BZ WBK Asset Management i, no cóż... bardzo głęboko się rozczarowałem. Do dziś jestem w szoku, jak można było stracić tyle na inwestowaniu w akcje.

Najbardziej rozgorycza mnie fakt, że nikt nie ostrzegł mnie, że nie należy w okresie tak głębokich przecen kupować akcji i że nie zaproponowano mi na przykład strategii obligacyjnej, bezpieczniejszej – mówi Chajzer. Tłumaczy też, że specjaliści z asset management pobierali opłatę, która uzależniona była od wielkości zaangażowania w akcje. – Im było wyższe – a było bardzo wysokie – tym więcej pieniędzy płaciłem, jednocześnie coraz więcej tracąc – mówi Zygmunt Chajzer. Nie zamierza jednak rezygnować z inwestycji na giełdzie.

– Nie widzę innej możliwości odrobienia strat niż na rynku akcji. Zastanawiam się jedynie nad zmianą asset managementu. Specjaliści, z usług których korzystałem, bardzo mnie zawiedli, czarę goryczy dopełniło też ostatnio ich zaangażowanie w akcje Swarzędza, w które, niestety, zainwestowali moje pieniądze, a samą spółkę w pewnym sensie doprowadzili do likwidacji – dodaje Chajzer.

[srodtytul]Inwestycje ściśle tajne[/srodtytul]

Z inwestycjami giełdowymi wiązany jest również Kuba Wojewódzki. – Jestem inwestorem, ale gra na giełdzie jest dla mnie rzeczą tak intymną, jak życie rodzinne, a nawet seksualne. Tak więc, jeżeli chodzi o sprawy giełdowe, to szczegółów moich inwestycji pilnuję jak ksiądz tajemnicy spowiedzi – tłumaczy Wojewódzki. I odmawia podania jakichkolwiek szczegółów. O swoich inwestycjach nie chce też mówić Krzysztof Hołowczyc. – Odradzano mi wypowiedzi, w co i jak inwestuję. Po przemyśleniu przyznałem swoim doradcom rację. Także więc w kwestii inwestowania na giełdzie zachowam milczenie – mówi Hołowczyc.

Podobnie jak Tomasz Kammel. – Skrzętnie skorzystam w tym przypadku z prawa do poufności. Inwestycje giełdowe trzymam w tajemnicy – mówi Kammel. Prywatnie, jak donoszą media, jego towarzyszką życia jest Katarzyna Niezgoda, wcześniej w zarządzie Banku BPH, a aktualnie wiceprezes Pekao. Kammel nie może więc narzekać na brak fachowej pomocy, jeśli chodzi o zarządzanie pieniędzmi – o ile oczywiście chce z tej pomocy korzystać.

[srodtytul]Sportowcy wolą nieruchomości[/srodtytul]

Inwestycji giełdowych unika Mariusz Pudzianowski. Najsilniejszy człowiek świata wierzy w fundamenty, a więc w deweloperkę, i kupuje nieruchomości. – Mimo różnych namów nie zdecydowałem się na inwestycje giełdowe. Dziś tym bardziej uważam, że postąpiłem słusznie. Nadwyżki finansowe lokuję w nieruchomościach, przede wszystkim warszawskich – mówi polski strongman. Ale on także nie jest zbyt wylewny. Nie chce zdradzić, ile nieruchomości posiada, i ile w nie zainwestował. – Myślę, że mieszkania, które kupiłem, w perspektywie kilku lat dadzą mi solidny zysk. Ponadto nic mnie nie kosztują. Wynajmuję je.

Pełnię w pewnym sensie bardzo pożyteczną społecznie funkcję, bo wynajmuję je nieco taniej niż inni, poniżej stawek rynkowych. Przede wszystkim wynajmuję mieszkania studentom, a dla nich te np. 300 zł różnicy na miesiąc to dużo, natomiast ja mam pewność, że mieszkanie będzie wynajęte przez dłuższy okres – dodaje Pudzianowski. Czy da się skusić na giełdę? – Samodzielnie nie będę raczej inwestował w papiery wartościowe. Nie mam na to zbyt dużo czasu. A przy pomocy specjalistów? Nie wiem.

Patrząc na to, co stało się w ostatnich dwóch latach, mogę powiedzieć tylko, że nie żałuję inwestycji w nieruchomości – kończy Mariusz Pudzianowski. Inwestycje w nieruchomości, ale głównie amerykańskie, to domena również innego sportowca – znanego pięściarza Andrzeja Gołoty. Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Parkietu” mówił, że mimo kryzysu na amerykańskim rynku domów i mieszkań, przymierza się do kolejnej lokaty – nieruchomości w Chicago. Co z tego wyszło?

Do tamtej transakcji nie doszło, ale od tego czasu ceny nieruchomości w USA stały się jeszcze bardziej atrakcyjne. Nadal więc uważnie obserwuję rynek. Mam na oku potencjalne nieruchomości i wciąż nie gram na giełdzie – deklaruje Andrzej Gołota. – Szczerze mówiąc, jestem coraz bliższy kupna dwóch apartamentów pod wynajem w Chicago.

Są już chyba dostatecznie tanie. Sądzę też, że popyt na tego typu obiekty pod wynajem będzie spory – tłumaczy. Dlaczego więc zwleka? Jak wyjaśnia, wszystko przez niepewność, która ogarnęła Amerykanów i dominuje w ich gospodarce. – Po prostu chwilę poczekam – mówi bokser, który – jak zapewnia – na inwestycjach w nieruchomości zarobił więcej niż na zawodowym ringu.

Komentarze
Wakacyjne uspokojenie
Komentarze
Popyt dopisuje
Komentarze
Inwestorzy nadal dopisują
Komentarze
Bitcoin z rekordami
Komentarze
Bitcoin znów pod szczytami
Komentarze
Zapachniało spóźnieniem