Pierwsza sesja nowego tygodnia upłynęła w sennej atmosferze. Wprawdzie przyglądając się statystyce dziennej można odnieść wrażenie, że zmienność nie była taka zła, bo w końcu prawie 60 pkt to jeszcze nie tragedia, ale to tylko złudzenie. Faktycznie bowiem krótko po rozpoczęciu sesji na terminowym ceny skoczyły w górę, wykonując niemal w jednej chwili połowę całego wczorajszego ruchu.

Zaczęło się słabo, bo kontrakty otworzyły się 1 proc. pod poziomem piątkowego zamknięcia. Chwilę później byliśmy świadkami wspomnianego wyżej skoku cen. Dzięki niemu zniknęły minusy, a ceny powróciły na poziom z końcu ubiegłego tygodnia. Wraz z początkiem notowań na rynku akcji rozpoczęła się także powolna wspinaczka cen. W ciągu niemal całej sesji udało się podnieść ceny o nieco ponad 30 pkt. Zresztą wspinaczka to niekoniecznie najlepszy opis, bo wprawdzie kolejne lokalne dołki wczorajszych notowań znajdowały się na wyższych poziomach, ale już ruchy w górę byłe raczej szarpane. Przez większość sesji ceny utrzymywały podobny poziom notowań.

Niska zmienność w zupełności wystarczy, by sobie na tę sesję ponarzekać, ale mamy dodatek w postaci niskiej wartości obrotu. W chwili rozpoczęcia ostatniego fixingu na 20 największych spółkach warszawskiego parkietu obrót wynosił niespełna 460 mln złotych, a po całej sesji ledwie sięgnął 500 mln złotych. W ubiegłym tygodniu taka wartości była osiągana przed południem.

Niska zmienność to wykroczenie, ale niska aktywność to już przestępstwo. Przestępstwo, bo straciliśmy jedynie czas. Po takiej sesji przecież nic nie może się zmienić. Ocena sytuacji technicznej pozostaje taka sama. Zresztą wystarczy spojrzeć na wykres, by się przekonać, że mamy cały czas do czynienia z konsolidacją. Rozpoczęliśmy jej trzeci tydzień.

Niska aktywność graczy być może była po części wynikiem braku poważniejszych publikacji danych makro. Dziś pod tym względem będzie na szczęście nieco lepiej, co może wpłynąć na powrót chęci do składania zleceń. Poznamy niemiecki ZEW, dynamikę wynagrodzeń w polskich przedsiębiorstwach czy też zmiany po podażowej stronie amerykańskiego rynku nieruchomości. W tym ostatnim wypadku oczekuje się poprawy po danych marca, gdy okazało się, że zarówno liczba wydanych pozwoleń na budowę, jak i rozpoczętych budów mocno spadła względem lutego.