Rosnąca cena ropy i innych surowców w połączeniu z sygnałami (na razie o charakterze wstępnym) o możliwości wyhamowania tendencji recesyjnych w gospodarce amerykańskiej sprawiły, że gdzieniegdzie pojawiają się głosy o możliwości wystąpienia napięć inflacyjnych. Oczywiście nie są one raczej możliwe w nadchodzących miesiącach, ale w horyzoncie rocznym niektórym takie zagrożenia wydaje się realne. Stąd pojawiające się głosy o możliwości rozpoczęcia sekwencji podnoszenia ceny pieniądza już w przyszłym roku. Wczorajsze decyzje Fed raczej wskazują na to, że w przyszłym roku zacieśniania polityki pieniężnej nie należy oczekiwać. Wykorzystywane obecnie narzędzia podtrzymujące płynność na rynku finansowym oraz zapewniające tanie finansowanie będą wykorzystywane także w przyszłym roku. Te narzędzia, które do tej pory nie cieszyły się większym zainteresowaniem są przebudowane, by stały się bardziej dostępne.
Tymi ruchami Fed daje do zrozumienia, że era taniego pieniądza szybko się nie zakończy. Przynajmniej takie jest nastawienie. To może być podstawą wczorajszego optymizmu. Indeksy skoczyły w górę. W górę skoczyły także ceny amerykańskich obligacji, co obniżyło ich rentowność. Tu swój udział miał także fakt kolejnej udanej aukcji. Poprawa nastrojów przełożyła się także na notowania złotego, który wczoraj ponownie się umocnił. Cena franka szwajcarskiego w ciągu dwóch dni spadła o 9 groszy.
Zabawne, że jeszcze na początku tygodnia było tak strasznie. Czy strachy zniknęły? Wczoraj tak. Pytanie, jak długo będą one w ukryciu? Czy to już da możliwość negacji słabości rynku z początku tygodnia? Mam wątpliwości. Dobre nastroje mogą się przerzucić i na nasz rynek, ale jakoś nie widzi mi się, by popyt był w stanie utrzymać rynek na wysokim poziomie przez cały dzień. Jeśli faktycznie mamy do czynienia z akumulacją, to wybuch optymizmu nie jest kupującym na rękę.
Po wczorajszej sesji aktualną sytuację na wskaźnikach sentymentu przedstawił Mark Hulbert. Okazuje się, że w ostatnich dniach zdecydowanie popsuły się nastroje wśród autorów newsletterów. Tym samym dla Hulberta, ale pewnie i dla większości analizujących rynek z punktu widzenia kontrariańskiego, taka sytuacja przemawia za tym, że trwający od ponad czterech miesięcy wzrost cen nie zakończył się.