Ja w takich sytuacjach mam wątpliwości. Jednomyślność opinii jest dla mnie czynnikiem, który skłania do przemyślenia sprawy jeszcze raz. Tym razem jest to o tyle łatwiejsze, że ja w tej większości nie występuję. Moim zdaniem dane z rynku pracy nie są powodem spadku, ale raczej jego pretekstem. To są zupełnie dwie różne sytuacje.
Rynek od kilku dni nie przejawiał zbyt wielkiej siły. Podaż wprawdzie także nie była zbyt duża, ale dało się zauważyć, że wśród posiadaczy papierów jest pewna nerwowość. Przejawiała się one w wyczuleniu na negatywne wiadomości. Rynek relatywnie mocno reagował na informacje, które na mocno reakcję raczej nie zasługiwały. Wczorajszy spadek można spokojnie do tej grupy reakcji zaliczyć. Dane o liczbie etatów faktycznie okazały się gorsze od prognoz. Jednak warto pamiętać o tym, że mówimy tu o poziomie oczekiwań, który został już ustalony tydzień wcześniej. Środowa publikacja raportu ADP już tu nie została uwzględniona, a właśnie ona miała prawo wpłynąć na oczekiwania rynkowe. Dodajmy do tego upadek Chryslera, czy może nawet GM, choć w tym drugim wypadku już poprzednie dane miały szanse to wydarzenie objąć. Zatem podawany przez część serwisów poziom oczekiwany wynoszący 360k, czy nawet mniej był zbyt optymistyczny. Jeśli więc odnieść wartość rzeczywistą do skorygowanych prognoz oscylujących bliżej 400k, to różnica nie jest aż tak wielka.
Skąd więc ta przecena? Jak już wspomniałem nastroje na rynku były nerwowe, a spadek cen wydawał się kwestią czasu. W krótkim terminie mamy pogorszenie nastrojów inwestorów i chyba, jak wskazywałem wyżej, części komentatorów. Pytanie, czy przerodzi się to w ruch o znaczeniu średnioterminowym? Przyznam, że mam wątpliwości. Wydaje mi się, że mocne pogorszenie nastrojów może być punktem przesilenia, który rozpocznie marsz w górę. Pewnie jeszcze nie dziś. Na razie można przynajmniej mieć nadzieję, że dojdzie w końcu do testu poziomu majowego dołka (1750).