Ich gwałtowne przewalutowanie spowodowałoby załamanie kursu dolara, a tym samym olbrzymie straty tych, którzy mają amerykańską walutę. Najbardziej prawdopodobna jest zatem stopniowa zmiana tej struktury, i to wcale nie poprzez lokowanie w innych walutach, a na przykład właśnie w surowce. W dłuższym okresie może to spowodować wzrost ich cen wyrażanych w dolarach.
[srodtytul]Dominacja dolara na razie niezagrożona[/srodtytul]
Coraz częściej pojawiają się też koncepcje wprowadzania lokalnych walut do międzynarodowych rozliczeń handlowych, co często ma jednak podłoże polityczne, a nie ekonomiczne. Na przykład Iran sprzedaje swoją ropę Japonii za jeny. Chiny próbują Brazylii płacić juanami za rudę żelaza. W dającej się przewidzieć przyszłości pozycja dolara jako globalnej waluty wydaje się jednak niezagrożona. PKB Stanów wciąż jest większy niż trzech znajdujących się za nimi potęg gospodarczych razem wziętych – Japonii, Chin i Niemiec. Dolar też w powszechnej świadomości funkcjonuje jako twarda waluta.
[ramka][b]W euro mniejsze wahania ceny [/b]
Na londyńskiej giełdzie ICE (Intercontinental Exchange) transakcje rozliczane są w dolarach. Podobnie zresztą jak na Londyńskiej Giełdzie Metali. Dlatego notowania poszczególnych kontraktów zależą od relacji kursów walutowych. Słaby dolar zachęca posiadaczy innych walut do wzmożonych zakupów. Inwestorzy w surowcach szukają też ratunku przed stratami na wartości dolara. Poza tym cena w euro podlega mniejszym wahaniom. [/ramka]
[ramka][b]Regulatorzy wypowiedzieli wojnę „spekulantom”[/b]
W ubiegłym tygodniu prezydent Francji Nicolas Sarkozy i premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown na łamach „Wall Street Journal” zaapelowali o podjęcie działań na rzecz ograniczenia zmienności na rynku ropy naftowej, która „zaprzecza regułom ekonomii” i zagraża stabilności światowej gospodarki. Obawy ich wzbudził wzrost cen ropy naftowej od dołka z połowy lutego do końca czerwca o ponad 60 proc., choć perspektywy światowej gospodarki są przecież nadal niepewne, a zapasy tego surowca energetycznego duże. Odpowiedzialnością za ten skok cenowy, podobnie jak za surowcową hossę z początku 2008 r., gdy ropa podrożała do rekordowych 147 USD za baryłkę, regulatorzy obarczają spekulantów.
Podejrzenia takie rodzi fakt, że zaledwie co 10 baryłka ropy, na którą opiewają kontrakty terminowe, jest fizycznie dostarczana. Dane amerykańskiej Komisji Obrotu Towarowymi Kontraktami Terminowymi (CFTC) wskazują, że w kwietniu 2008 r. uczestnicy rynku, którzy bezpośrednio ropy nie wykorzystują – szczególnie banki i fundusze inwestycyjne – odpowiadali za 71 proc. wolumenu obrotów kontraktami terminowymi na ten surowiec na Nowojorskiej Giełdzie Towarowej (NYMEX). Na początku dekady udział ten wynosił 34 proc. Aby zmienić ten stan rzeczy, CFTC zamierza nałożyć limity na liczbę kontraktów na ropę naftową i gaz, którymi mogą obracać poszczególni gracze. Ponadto, amerykańscy kongresmani wywierają na CFTC presję, aby dążyła do zaostrzenia nadzoru nad zagranicznymi giełdami, gdzie notowane są popularne w USA rodzaje kontraktów na ropę, np. brytyjską Inter Continental Exchange.
Giełdy derywatów już teraz ustanawiają własne limity pozycji, jednak przyznają od nich liczne zwolnienia. W efekcie często zdarza się, że w portfelu jednego „spekulacyjnego” uczestnika rynku znajduje się liczba kontraktów, odpowiadająca 1/3 dziennego wolumenu obrotów tym instrumentem na NYMEX. Jak wyjaśnia Michael Greenberger, były prezes CFTC, tak duży udział w rynku banków i funduszy inwestycyjnych sprawia wrażenie, że popyt na ropę jest dużo większy, niż w rzeczywistości, co zaburza jej ceny.
Krytycy propozycji CFTC, które mogą wejść w życie już we wrześniu, argumentują, że „spekulanci” zwiększają płynność na rynku kontraktów na ropę, co pozwala „fizycznym” jego uczestnikom – np. liniom lotniczym i producentom paliw – wykorzystywać rynek derywatów do zabezpieczania się przed wahaniami cen. Craig Donhouse, prezes CME – spółki matki NYMEX – wskazuje z kolei, że ostrzejsze regulacje skłonią inwestorów do przeniesienia się na rynki pozagiełdowe. Tymczasem jednym z celów szykowanej przez administrację prezydenta Baracka Obamy reformy regulacji systemu finansowego jest właśnie ograniczenie handlu derywatami na rynkach pozagiełdowych. [/ramka]
[ramka][b]Jesper Dannesboe - Starszy Analityk surowcowy, Societe Generale, Londyn[/b]
Przewidujemy, że pod koniec roku baryłka ropy naftowej gatunku WTI będzie kosztowała 75 USD. W tej samej perspektywie czasowej cena złota sięgnie 950 USD za uncję, miedzi 4800 USD/t, a aluminium 1600 USD/t. Jak widać, spodziewamy się więc dużego wzrostu jedynie na rynku ropy. Obecnie popyt na nią jest bardzo niski. Oczekujemy jednak, że stopniowa poprawa w gospodarce doprowadzi do jego wzrostu, zwłaszcza w Azji. Jednocześnie przewidujemy, że w II półroczu zdecydowanie spadną zapasy ropy, co zwykle silnie wpływa na ceny. W I półroczu duże znaczenie dla dynamiki cen surowców miała chęć zabezpieczenia się przed inflacją, którą wywołać może stosowana przez rządy antykryzysowa polityka fiskalna i pieniężna. Wielu naszych klientów instytucjonalnych właśnie z tego powodu zajmowało długie pozycje na rynku surowców. W efekcie, dzisiejsze ceny surowców nie odzwierciedlają fundamentów w tradycyjnym sensie. Trudno powiedzieć, jakie powinny być „prawdziwe” ceny, ale obecność nowego typu graczy na rynku zmienia sposób, w jaki analitycy patrzą na relację między cenami surowców a fundamentami. W najbliższych kwartałach, a nawet latach ten stan rzeczy się utrzyma.
[b]Eugen Weinberg - Starszy analityk surowcowy, Commerzbank, Frankfurt[/b]
Aby przewidzieć, jak się będą kształtowały ceny surowców w najbliższych kwartałach, trzeba zrozumieć, co wpływało na nie w minionym półroczu. Do ich wzrostu prowadziła nie tyle stabilizacja popytu, ile nadzieje na rychłe odbicie w gospodarce. Innymi słowy, ewentualne ożywienie już zostało zdyskontowane w cenach surowców. Uważam jednak, że oczekiwania były trochę na wyrost. Ożywienie gospodarcze nadejdzie, ale później będzie słabsze, niż oczekiwano. Z tego powodu w III kwartale ceny surowców pójdą w dół. Ponadto w I półroczu Chiny uzupełniały zapasy surowców, korzystając z niskich cen. W tym celu kupowały zwłaszcza rudy żelaza, miedź i inne metale. Wydaje się jednak, że Chiny uzupełniły rezerwy w wystarczającym stopniu i teraz zakupy te ustaną. Dlatego najbardziej w II półroczu tąpną metale przemysłowe, zwłaszcza miedź, której ceny od końca 2008 r. podwoiły się. Sądzę natomiast, że w górę pójdą ceny złota. W III kwartale będziemy mieli do czynienia z ich korektą, ale później rozpocznie się odbicie do około 1000 USD za uncję. Będzie to głównie efektem obaw, że rządy nie zwiną odpowiednio szybko programów antykryzysowych w chwili ożywienia, co doprowadziłoby do inflacji.
[b]Gabor Vogel - analityk surowcowy, DZ Bank [/b]
W tym roku nie będziemy mieli do czynienia z tak znaczącymi wzrostami cen głównych surowców, jak na przykład w I półroczu 2008 r. Dojdzie raczej do ustabilizowania się cen blisko ich obecnych poziomów. Ropa może zacząć znacząco drożeć najwcześniej w II kwartale 2010 roku. Obecnie wzrosty są powstrzymywane zarówno przez wciąż niższy niż przed kryzysem popyt, jak i duże zapasy. W Stanach Zjednoczonych są one obecnie o około 60 proc. wyższe niż przed rokiem. Dopóki nie zostaną znacznie zmniejszone, nie ma szans na to, by ceny ropy naftowej zaczęły ostro się piąć. Pod koniec roku baryłka będzie więc kosztować prawdopodobnie około 70 USD.W przeciwieństwie do ropy, cen miedzi nie ogranicza tak bardzo problem dużych zapasów. Zostały one szybciej zużyte, wzrasta również popyt na metale kolorowe. Dzieje się tak w dużej mierze z powodu oznak ożywienia gospodarczego w Chinach. Do końca roku tona miedzi zdrożeje prawdopodobnie o jakieś 10 proc. w stosunku do obecnej ceny. Cena złota przez najbliższe 6–8 tygodni niewiele się zmieni. Zacznie ona jednak szybko rosnąć od września lub października.[/ramka]