Gdy w marcu szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke oświadczył, że nie można zrozumieć kryzysu bez odwoływania się do globalnej nierównowagi finansowej, odebrano to jako próbę uchylenia się Waszyngtonu od odpowiedzialności.
Wśród liderów największych gospodarek rozwiniętych i rozwijających się (G20) dominowało wówczas przekonanie, że u źródeł zawirowań leży pęknięcie bańki spekulacyjnej na amerykańskich rynkach nieruchomości oraz papierów opartych na kredytach hipotecznych. Została ona nadmuchana wskutek deregulacji rynków finansowych oraz zbyt luźnej polityki pieniężnej. Stosownie do tej diagnozy za najlepszą receptę na uzdrowienie światowego systemu finansowego uważano zaostrzenie nadzoru. W tym kontekście sugestia, że bańka była skutkiem nadpłynności spowodowanej nadmiarowymi w stosunku do inwestycji oszczędnościami w wielu państwach rozwijających się, które „niczym woda, wyrównując swój poziom” zalały rynki w USA, gdzie akurat ich brakowało, rzeczywiście wyglądała na odwracanie kota ogonem.
[srodtytul]Replikowanie błędu[/srodtytul]
Trzeba przyznać, że Waszyngton przez długi czas zdawał się być zdeterminowany, aby przywrócić przedkryzysowe status quo. W telegraficznym skrócie – rozwiązanie problemu globalnej nierównowagi w handlu oraz stopach oszczędności i inwestycji, przejawiającej się jako permanentny deficyt na rachunkach obrotów bieżących jednych państw (w szczególności USA i Wielkiej Brytanii, ale również państw naszego regionu), finansowany przez nadwyżkę na rachunkach innych państw (głównie Chin i „azjatyckich tygrysów”, Japonii, Niemiec oraz państw eksportujących ropę naftową) musi polegać na zmianach światowej struktury popytu. W szczególności Chiny muszą pobudzić popyt wewnętrzny, zamiast polegać na zaspokajaniu bazującej na kredycie konsumpcji Amerykanów. USA muszą zaś podnieść stopę oszczędności i w większym niż dotychczas stopniu oprzeć wzrost gospodarczy na eksporcie.
Tymczasem antykryzysowe inicjatywy Waszyngtonu zmierzały w odwrotnym kierunku. Można je podsumować jako próbę pobudzenia kredytu i wydatków konsumpcyjnych, a gdy nie przynosiło to pożądanych efektów, zastąpienie ich wydatkami publicznymi. I odwrotnie, państwa z nadwyżkami handlowymi, nawet jeśli starały się stymulować konsumpcję, nastawiały się na petryfikację swoich sektorów eksportowych.