Materiał powstał we współpracy z Asseco Poland
W ostatnich tygodniach rynek kapitałowy żył m.in. tematem systemu WATS i tego, czy ruszy on w listopadzie, czy też nie. Jak wiemy, start systemu został przełożony. Nadal towarzyszą temu systemowi głównie obawy i znaki zapytania. To jest ewolucja czy rewolucja?
Z naszej perspektywy nie ma tych obaw i ciężko to traktować jako znak zapytania. Traktujemy WATS jako szansę technologiczną dla całego rynku. System ten, właśnie od strony technologicznej, niesie wiele zalet. Musimy jednak pamiętać, że technologia jest tylko narzędziem. Aby biznes faktycznie rósł, trzeba jeszcze znaleźć zastosowanie dla tej technologii. I tutaj już dostrzegamy pewne ryzyka. Wdrożenie, które przełożone jest na przyszły rok, samo z siebie nie da spektakularnych zmian po stronie biznesowej. Aby tak się stało, potrzebne jest zaangażowanie całego rynku, czyli chociażby GPW, jak również firm inwestycyjnych. Jeśli będą pojawiać się nowe instrumenty i możliwości inwestowania, to będziemy mogli mówić, że potencjał systemu WATS jest wykorzystywany. Jeśli tak się nie stanie, to wskoczymy na nowy poziom technologiczny, ale sam rynek kapitałowy pozostanie na tym poziomie, co teraz jest.
Czyli bardziej ewolucja niż rewolucja?
Technologicznie WATS będzie rewolucją, ale biznesowo, przynajmniej na początku, będzie to ewolucja. Technologicznie będziemy mieli dużą zmianę jakościową, chociażby patrząc przez pryzmat wydajności, elastyczności, niezawodności czy też parametryzacji notowań, ale pytanie, czy i jak to wszystko ostatecznie wykorzystamy. Mówiąc obrazowo: to jest jak przesiadka ze starszego samochodu do nowszego pojazdu, zdecydowanie wyższej klasy. Kierowca się jednak nie zmienia, a to on musi umieć wykorzystać nowe możliwości.
Po czyjej stronie jest piłka?
Głównie giełd i firm inwestycyjnych, które powinny walczyć o nowe instrumenty, emitentów i nowe grupy inwestorów, również tych zagranicznych, którzy dzisiaj odpowiadają za blisko 70 proc. obrotów na GPW. Oni dostarczają płynności. Im większa płynność, tym większe też możliwości dla krajowych inwestorów. Samo wprowadzanie nowych instrumentów nie ma uzasadnienia, jeśli nie ma płynności.
A czy z perspektywy polskiego inwestora system WATS coś zmienia? Czy nie jest tak, że polski inwestor tak naprawdę ma nie odczuć tej zmiany?
To przejście dla polskiego inwestora faktycznie powinno być niezauważalne i bezbolesne. Znikną pewne rodzaje zleceń, ale one i tak teraz są wykorzystywane marginalnie. To, co „dotknie” inwestorów to większa wydajność systemu, szybkość działania, ale dzisiaj handel odbywa się tak szybko, że człowiek tych niuansów nie jest w stanie wyłapać. Dla klientów najważniejsze jest to, żeby to przejście na WATS odbyło się bez problemów.
To co zrobić, żeby faktycznie ten potencjał, który daje WATS wykorzystać?
Samo wdrożenie to jest jedno. Wiemy, że ma być uruchomiony WATS w wersji z podstawowymi funkcjonalnościami. Później mają przyjść kolejne etapy, w ramach których mają być dodawane nowe możliwości, i to one mają szanse na faktycznie zwiększenie biznesu i rynku.
Dużo było obaw o to, że WATS tak zaangażuje brokerów, że ci nie będą mieli czasu i zasobów na inne projekty rozwojowe. Te obawy się zmaterializowały?
Tak, taka sytuacja wystąpiła i zakładamy, że do momentu uruchomienia systemu WATS nadal będzie występowała. Wstrzymanie projektów rozwojowych jest jednym ze sposobów mitygacji ryzyka. Biura maklerskie, mając więc na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo inwestorów, w pierwszej kolejności stawiają na WATS, a inne projekty zostały odłożone na później. Pamiętajmy też, że nowe projekty wiążą się często ze zmianami nie tylko w jednym, ale nawet kilkunastu systemach maklerskich. Są one skomplikowane i czasochłonne. To, co jednak może cieszyć to fakt, że prace koncepcyjne w firmach się toczą. Widać nastawienie na nowe rozwiązania, produkty i usługi, ale jednak priorytetem jest WATS. Taka sytuacja też jest wyzwaniem dla nas.
Czyli kiedy system WATS ruszy, można spodziewać się też większych zmian po stronie brokerów?
Tak, jak powiedziałem, prace koncepcyjne trwają. Też trzeba pamiętać, że mamy wielu klientów, nie tylko z Polski i różne podmioty chcą się rozwijać w różnych kierunkach. To, co jednak jest teraz tematem szczególnej analizy, to chociażby OKI. Jest to gorący temat, wszyscy czekamy na projekt ustawy i myślę, że będziemy mu poświęcać dużo czasu. Rośnie też popularność IKE i IKZE, co powoduje, że również w tym obszarze biura maklerskie chcą udoskonalać swoją ofertę. Duży potencjał, jako dostarczyciel rozwiązań technologicznych, widzimy też w obszarze doradztwa inwestycyjnego i zarządzania aktywami. Polski rynek cierpi na deficyt tego rodzaju usług. Z drugiej jednak strony uważamy, że rynek maklerski w Polsce osiągnął już taki stopień dojrzałości, że biura powinny oferować dojrzałe, nowoczesne i efektywne rozwiązania dla doradztwa i zarządzania aktywami. Bez dobrych i nowoczesnych systemów nie da się jednak tego robić, szczególnie, że mamy też do czynienia z coraz młodszymi klientami. Ich komunikacja z brokerem coraz częściej odbywa się wyłącznie w kanałach cyfrowych i rozwiązania technologiczne muszą wspierać tego typu usługi.
Kiedy mowa jest o doradztwie inwestycyjnym, mówimy także o robodoradztwie?
To też jest jeden z obszarów rynkowych, który jest dość dobrze zdefiniowany, ale to rozwiązanie nie jest z pewnością rozwiązaniem dla każdego. Jest to doskonałe narzędzie dla tych, którzy mają ograniczoną wielkość kapitału, ich wiedza rynkowa jest stosunkowo niewielka i czują, że potrzebują wsparcia. Dzisiaj dostępność funduszy ETF pozwala takim osobom tworzyć zautomatyzowane portfele, którymi łatwo jest zarządzać, co też powoduje, że taka usługa jest dostępna również dla przeciętnego inwestora. W przypadku doradztwa indywidualnego, opartego na relacjach z doradcą, próg wejścia często ustawiony jest dość wysoko. Robodoradztwo staje się więc ciekawą alternatywą.
Tylko o tej alternatywie słychać już od wielu lat, a można odnieść wrażenie, że boomu na tego typu usługi wciąż nie widać.
Trudno mi precyzyjnie ocenić, ilu inwestorów korzysta z tego typu rozwiązań, ale liczba odbiorców tej usługi rośnie. My, jako dostawca, gotowe rozwiązania przygotowaliśmy, zanim jeszcze rynek zaczął się nimi interesować. Nasz produkt jest już wdrożony u jednego z klientów, a dwóch jest potencjalnie zainteresowanych naszą usługą. Wiemy też, że są firmy, które korzystają z innych rozwiązań, również autorskich. Są też brokerzy zagraniczni, którzy szukają tego typu rozwiązań. Trend w robodoradztwie jest więc wyraźnie wzrostowy.
Ale czy klienci faktycznie korzystają z tych nowinek technologicznych? Czasami można odnieść wrażenie, że oni dużo chcą, a jak przychodzi co do czego, to korzystają tak naprawdę z niewielu rozwiązań.
Jest w tym dużo prawdy, ale z drugiej strony, jak popatrzymy na rosnącą liczbę IKE i IKZE w biurach maklerskich, rosnące zainteresowanie doradztwem inwestycyjnym, to ciężko przejść obok tego obojętnie. Połączenie tych dwóch obszarów wydaje się być wręcz czymś naturalnym. Sami brokerzy nie tylko powinni inwestować w tego typu rozwiązania, ale także promować je wśród klientów, szczególnie, że wiele osób korzystających z IKE i IKZE faktycznie potrzebuje wsparcia inwestycyjnego.
Tylko polskie biura maklerskie przez długi czas dość opornie podchodziły do zmian technologicznych. Przez lata otwarcie rachunku online graniczyło z cudem i dopiero pandemia sprawiła, że nagle wszyscy się obudzili i okazało się, że można coś takiego wprowadzić. A przecież z drugiej strony mamy fintechy, w których te zmiany są większe i szybsze. Może w tym wyścigu już dawno one odskoczyły tradycyjnym brokerom?
Faktem jest, że fintechy mają dużo krótszą ścieżkę adaptacji, jeśli chodzi o wprowadzane innowacje. Potrafią w miarę szybko wprowadzać produkty, a później je udoskonalają. Tradycyjne firmy inwestycyjne są bardziej konserwatywne. Dużo większą uwagę poświęcają bezpieczeństwu i reputacji. Zgadzam się, że powinny jeszcze wykonać pewną pracę, jeśli chodzi o oferowanie nowoczesnych usług, ale z drugiej strony są one też postrzegane jako bezpieczniejsze, bardziej godne zaufania. Oczywiście tradycyjne firmy inwestycyjne bacznie obserwują to, co robią konkurenci i starają się też odpowiadać na te ruchy. Dzieje się to nieco później, ale też ich profil klientów jest inny niż w przypadku fintechów i to również trzeba brać pod uwagę. Tym samym mają one czas na to, by nadgonić dystans do fintechów, a w niektórych obszarach nawet je przegonić, bo mogą oferować takie usługi, których fintechy nie będą oferowały. Większość brokerów też funkcjonuje w strukturach banków i tutaj z pewnością ułatwiony jest cross-selling.
Oczywiście brokerzy mocno narzekają na fintechy, ale czy nie jest też tak, że ich działania wychodzą rynkowi na dobre, bo jednak zmuszają tradycyjne podmioty do działania i finalnie korzysta na tym klient?
Zdecydowanie fintechy są dzisiaj katalizatorem zmian na rynku. Testują i wprowadzają usługi, które przecież nie zawsze okazują się sukcesem. To też pozwala tradycyjnym podmiotom oferować podobne, ale już sprawdzone usługi. Na pewno, chcąc walczyć o klienta, trzeba dzisiaj się rozwijać technologicznie i mam wrażenie, że wszyscy już to doskonale rozumieją. Obecnie klient indywidualny jest klientem cyfrowym. Jeszcze kilka lat temu inwestorzy korzystali głównie z przeglądarek webowych, a dzisiaj przechodzimy na rozwiązania mobilne. To też zmobilizowało rynek do działania. Wiele funkcjonalności faktycznie zawiera się w rozwiązaniu mobilnym, dzięki czemu jest ono wsparciem dla klienta nie tylko podczas samego handlu, ale także analizy rynku czy też w zakresie dostępu do informacji. Klienci będą nadal migrowali w kierunku platform mobile, tak jak chociażby klienci banków. Za kilka lat to właśnie one staną się dominującym źródłem interakcji z brokerem.