Stało się. Ceny spadły wczoraj poniżej poziomu poniedziałkowego minimum i pod tym minimum zakończyły notowania. Tym samym nastawienie do rynku jest obecnie negatywne. Wprawdzie odczuwam w związku z tym pewien dyskomfort, ale skoro popyt w końcówce sesji nie zdołał wyraźniej podnieść cen, to nie było wyboru.

Notowania rozpoczęły się od przeceny. Była wynikiem pogorszenia się nastrojów na rynkach światowych, a te podobno były wywołane decyzją Niemiec o ograniczeniu gołej krótkiej sprzedaży długu w euro oraz wszelkich związanych z tym długiem instrumentów pochodnych. Zakazy krótkiej sprzedaży to chyba jedno z bardziej uporczywych działań polityków nieznajdujące uzasadnienia naukowego, a w retoryce skierowane przeciw złym spekulantom. Fakty są takie, że istnienie krótkiej sprzedaży stabilizuje rynki, ale jest to temat nośny dla osób nieświadomych.

A przecież Niemcy musieli coś zrobić, by wykazać, jak walczą o spokój na rynkach i jak potrzebne są miliardy euro w ramach planu wsparcia, który tuż przed ostatnimi wyborami przegłosowano w parlamencie. Irytacja małej grupy finansistów nie ma znaczenia wobec nośności buńczucznych haseł o walce ze złymi spekulantami, którzy chcą atakować jedność Europy. Rynki na taką akcję zareagowały spadkami, a my poszliśmy z całą resztą. Skala przeceny ostatecznie sięgnęła 3,7 proc., lecz w trakcie dnia dało się zauważyć, że nie tylko podaż jest aktywna. Wielki jak na ostatnie dni obrót wskazuje na to, że podaż spotkała się ze sporym zainteresowaniem kupujących. Jeszcze kwadrans przed końcem notowań ciągłych wydawało się, że nastawienie neutralne się wybroni.

Nie udało się. Podaż końcówkę wygrała. Obecnie wyjście nad poziom szczytu z ostatniego czwartku (2472) można uznać za sygnał do zmiany nastawienia na pozytywne. Wcześniej jednak nastawienie można zmienić na neutralne. Myślę, że dobry do tego celu jest wtorkowy szczyt na poziomie 2423 pkt., choć przypuszczam również, że już wczorajsze maksimum będzie przez część graczy wykorzystywane jako poziom redukcji pesymizmu. Problem polega na tym, że popyt musi do tych poziomów ceny podnieść. Na razie kierując się nastawieniem do rynku, a nie plotkami o możliwości wyjścia Grecji ze wspólnoty euro, trzeba się liczyć z możliwością ruchu w kierunku dołka z ostatniego lutego.