[b]Na czym one mają polegać?[/b]
Chodzi o ustalenie, jaki poziom emisji jest jeszcze dopuszczalny, a jaki byłby związany z koniecznością kupienia odpowiednich certyfikatów emisji CO2. Są zasadniczo dwie propozycje: restrykcyjna Komisji Europejskiej oraz bardziej liberalna Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Nawozów (Fertilizers Europe, czyli EFMA), do którego z Polski należą Anwil i Puławy. Pierwsza zakłada, że dopuszczalny, innymi słowy bezpłatny, byłby taki poziom emisji, jaki odpowiada średniej z 10 proc. najlepszych pod tym względem zakładów w UE. A w ostatnim czasie KE zaproponowała jeszcze ostrzejsze podejście. Jeśli przeszłaby taka propozycja, zdecydowana większość polskich zakładów musiałaby na certyfikaty wydawać całkiem spore kwoty.
[b]Jakie byłyby skutki?[/b]
Trudno to dziś dokładnie wyliczyć, bo rentowność polskiej chemii jest bardzo zmienna. Np. teraz jest bliska zera. Ale w dłuższym okresie wynosi 5 – 8 proc. W każdym razie skutkiem byłoby z całą pewnością znaczące jej obniżenie. Myślę, że do poziomu 2– 3 proc., ale nie można wykluczyć, że jeszcze bardziej. Przy czym byłaby ona zbliżona dla większości polskich producentów.
[b]Jak wygląda ta druga propozycja?[/b]
Proponowany przez EFMA mechanizm ustalania benchmarków jest dość skomplikowany i najwyraźniej na razie nie jest to też propozycja ostateczna. Generalnie można powiedzieć, że jego wprowadzenie oznaczałoby, że w benchmarkach mieściłaby się mniej więcej jedna trzecia europejskich instalacji. Kolejne około 30 proc. wymagałoby przeprowadzenia poważnych modernizacji. Trudności mogłaby mieć reszta. Trzeba też dodać, że europejskie instalacje, w tym polskie, mają wyższy poziom niż przeciętnie na świecie.
[b]Można zatem powiedzieć, że propozycja KE to propozycja teoretyków wizjonerów, a EFMA – związanych z przemysłem praktyków.[/b]
Można też powiedzieć, że EFMA, składając mniej restrykcyjną propozycję, w większym stopniu broni własnego interesu niż środowiska naturalnego.Oczywiście, można też tak powiedzieć. Bo faktycznie EFMA broni swojego interesu. Pamiętajmy, że Unia nie jest odizolowaną od reszty świata enklawą. Producenci spoza UE bardzo wnikliwie obserwują, co się w niej dzieje. Może się zdarzyć tak, że w zależności od tego, jakie rozwiązania zostaną ostatecznie przyjęte, nawet bariery celne nie ochronią wspólnotowego rynku przed napływem nawozów spoza UE, np. z Rosji lub Ukrainy.
[b]Polska to jedno z tych państw w Unii, w którym istnieją duże zakłady chemiczne. Czy pana zdaniem nasz kraj w wystarczającym stopniu lobbuje za tym bardziej liberalnym rozwiązaniem?[/b]
Zarówno sami producenci, jak i strona rządowa działa, ale mamy przeciwko sobie potężną koalicję. Większość państw nie produkuje nawozów i nie ma wystarczającego zrozumienia dla tej problematyki.
[b]Które kraje mogłyby być naszymi sojusznikami?[/b]
Państwa, które są producentami nawozów, czyli Niemcy, Francja, Hiszpania, myślę, że liczyć można by też na Austrię i Litwę. W sumie jednak tych krajów nie ma w Unii zbyt wiele. Liczbowo może więc ich być za mało, by przeforsować korzystniejsze dla nas rozwiązania.
[b]Gdzie miałyby trafiać pieniądze ze sprzedaży certyfikatów?[/b]
To jest kolejny poważny problem. Nie wiadomo np. czy w całości zostaną w kraju pochodzenia, czy może Unia weźmie sobie jakąś ich część. A nawet, gdyby zostały w Polsce, to kto miałby z nich skorzystać i czy budżet państwa nie zechce ich użyć do łatania różnych dziur.
[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]