Nie można zatem z przekonaniem powiedzieć, że rynek wrócił do trendu spadkowego, bo nie tak wygląda powrót przewagi sprzedających. Niewielki spadek przy niewielkiej aktywności graczy sugeruje raczej, że mieliśmy do czynienia z ruchem wtórnym. Taki wniosek nasuwa kolejny. Jeśli piątkowe osłabienie było korektą, to należy się liczyć z tym, że wznowiony zostanie ruch wzrostowy. Jeszcze w tej chwili ma on status korekty wzrostowej w trendzie spadkowym, ale status ten zmieniłby się, gdyby doszło do pokonania poziomu szczytu z 11 kwietnia. W przypadku kontraktów na WIG20 jest to wartość 2392 pkt. Gdyby została ona poprawiona, nastawienie negatywne przestałoby mieć rację bytu. Rynek miałby już wtedy za sobą całkiem spory wzrost, który podważałby swoją wielkością tezę o przewadze podaży. W średnim terminie wtedy należałoby mówić o nastawieniu neutralnym i ewentualne spadki wykorzystać do przyjęcia nastawienia pozytywnego za pomocą narzędzi krótkoterminowych.

Zanim jednak będziemy rozpatrywać optymistyczne scenariusze, popyt musi się jeszcze wykazać. Ostatnie dni to dobry początek, ale sygnału na razie nie było. W związku z tym pozostajemy przy twierdzeniu o trendzie spadkowym, choć przyznam, że jest to twierdzenie podszyte sporą dozą wątpliwości, które zbudowała właśnie ostatnia sesja.