We wzrostach nie przeszkodziły dane o zwiększającej się inflacji w cenach producenta w Eurolandzie. W lutym wyniosła ona 5,3%. Przewidywania analityków oscylowały wokół 5,2%. Odczyt nie był niespodzianką . Owszem, powinna nią być informacja niemieckiego banku WestLB AG, który zakomunikował o stracie związanej z segmentem kredytów subprime w wysokości ponad 2 miliardów euro. Na dodatek przewiduje dalsze odpisy. Nie wpłynęło to jednak na nastroje zakupowe Europejczyków.
Sporym obciążeniem dla posiadaczy akcji niektórych firm okazały się szczegółowe dane z USA. Odnotowano tam znaczny spadek sprzedaży samochodów. W ślad za danymi poszły rekomendacje banków inwestycyjnych. Niezbyt dobrze skończyło się to dla wycen takich spółek jak Daimler AG , któremu Morgan Stanley przypiął laurkę "niedoważaj". Spadały również notowania Porsche po tym jak popyt na popularny w Stanach model Boxter spadł o 1. Znacznie lepiej radziło sobie Volvo. Marnym pocieszeniem dla producentów samochodów w Europie jest fakt, że firmy amerykańskie również zanotowały spadek sprzedaży. Podobnie jak w latach siedemdziesiątych , podczas kryzysu naftowego, stosunkowo dobrze radzą sobie niektóre marki z Japonii , choć nie wszystkie. Właśnie pozytywna interpretacja wyników sprzedaży samochodów leżała dzisiaj rano u podstaw dużej zwyżki giełdy w Tokio. Nastrój z Azji wspierał kontynuację wzrostów w Europie. Notowania jena spadały , co świadczyło o spadku globalnej awersji do ryzyka.
Wczoraj wieczorem amerykańskie rynki akcji kontynuowały rajd, który po naszej stronie Atlantyku został przerwany dzwonkami wieszczącymi koniec sesji. Giełdy w Europie miały do zdyskontowania różnice w poziomie wycen. Duża skala wzrostów poprzedniego dnia groziła jednak scenariuszem realizacji zysków, stąd początek sesji w Europie był stonowany. Po tym jak okazało się, że posiadacze akcji czekają na dalszy rozwój wydarzeń i powstrzymują się od sprzedaży -wyceny zaczęły rosnąć. Trochę zamieszania wprowadził zaskakujący raport ADP, o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym w USA. W ostatniej fazie sesji w Europie , udało się jednak przypieczętować wczorajsze wzrosty kolejną zwyżką indeksów.
Z szeregu wyłamał się FTSE z Londynu, początkowo tracąc około 0,5 %. Problemy brytyjskiego rynku nieruchomości są większe niż te z większości państw kontynentalnej Europy, choć daleko im do tych z Hiszpanii czy Irlandii. We wzrostach w Londynie przeszkadzały dzisiaj akcje banków kredytujących nieruchomości oraz deweloperów. O problemach przypomniała Anglikom Komisja Europejska, która dzisiaj poinformowała o wszczęciu dochodzenia w sprawie nacjonalizacji banku Northern Rock. Wątpliwości Komisji dotyczą ograniczania konkurencyjności sektora bankowego w wyniku interwencji rządu w Londynie. Pomoc publiczna w Unii Europejskiej obarczona jest wieloma restrykcjami, zaś skala wsparcia jakie uzyskał Northern Rock generuje obawy, że zostało ono udzielone przekraczając granice wyznaczone przez regulacje. Taka reakcja Komisji może być interpretowana również jako ostrzeżenie dla innych rządów, by nie kusiły się o zbyt pochopne ratowanie zagrożonych instytucji. Pośrednio, Komisja Europejska przypomniała inwestorom w Londynie, że pomoc publiczna dla spółek zasadniczo powinna być zwrotna, i podlegać rynkowemu oprocentowaniu.
Poprawie nastroju na Starym Kontynencie jak zwykle posłużyło zakupowe nastawienie inwestorów amerykańskich, którzy postanowili pozostać głusi na ostrzeżenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego, przewidującego spadek globalnego PKB w 2008 roku (głównie za sprawą USA!). Do przerwania rajdu nie pchnęły Amerykanów, nawet na słowa Bena Bernanke - po raz pierwszy otwarcie sugerującego możliwość wystąpienia recesji w USA. Do końca notowań na rynkach europejskich indeksy w Stanach odnotowywały wzrosty - wspierając popyt na akcje w Europie. DAX zyskał około 1%, CAC40 i FTSE zamknęły dzień nieco słabiej. Kurs euro względem dolara w godzinach popołudniowych Dzisiejsza sesja może być interpretowana jako kontynuacja zwyżki mającej na celu osiągnięcie najbliższego poziomu oporu - wyznaczonego przez maksima wycen z lutego. Dopiero jej przełamanie da solidną podstawę by przypuszczać, że impuls zainicjowany pierwszego kwietnia , jest czymś więcej niż primaaprilisową fałszywką bardzo rozemocjonowanego rynku.