Manipulacja, afery i bezkarność, czyli niekończąca się opowieść

Dzisiaj urzędnicy Komisji Nadzoru Finansowego razem z przedstawicielami policji i prokuratury będą się zastanawiać nad tym, jak ograniczyć przestępczość na rynku kapitałowym. Czy mają o czym debatować?

Aktualizacja: 25.02.2017 21:21 Publikacja: 12.04.2011 02:17

Krzysztof Jedlak

Krzysztof Jedlak

Foto: Archiwum

Można odnieść wrażenie, że kilka ostatnich lat to pod tym względem spokojniejszy czas na giełdzie. Nie ma (lub nie dostrzegamy) afer na kształt np. poznańskiej WIRR-ówki, 4Media, Wedla, 4?lutego, WGI czy Interbroka. Nie ma na parkiecie Universalu czy Elektrimu, z historią frapujących i tajemniczych transakcji, niezwykłych prezesów i armii nadzwyczaj hojnie opłacanych prawników. Nie ma innych cesarzy spekulacji.

[srodtytul]Łza się w oku kręci?[/srodtytul]

Walne zgromadzenia akcjonariuszy, w porównaniu np. z awanturniczym WZA Hydrobudowy Śląsk (z udziałem osiłków) czy ekscytującym WZA BIG BG (dziś Millennium), na którym Deutsche Bank próbował z pomocą PZU przejąć kontrolę nad bankiem mimo sprzeciwu najważniejszych polityków i najbardziej wtedy znanych bankowych menedżerów – to, przepraszam za wyrażenie, drętwe i nudne spotkania. Przejęcia, w zestawieniu z tymi sprzed lat, gdzie w grę wchodziła czasem nie tylko siła argumentów, ale i argument siły – są jakieś mdłe, bez wyrazu, nawet jeśli duże. Ruchy kapitałowe, w porównaniu z inżynierią finansową stosowaną np. w Narodowych Funduszach Inwestycyjnych, zwłaszcza tych zagarniętych przy pomocy najwyższych urzędników MSP przez kilku intrygujących dżentelmenów, wyglądają na prymitywne i przewidywalne.

Może to był nasz Dziki Zachód na rynku kapitałowym? Oczywiście, i teraz zdarzają się defraudacje, fałszowanie dokumentów (ale już bez tej bezczelnej finezji, jak kilka lat temu w Optimusie), lipne transakcje, naciąganie inwestorów, oszustwa lub – jakże często – czcze obietnice. Ale w obrocie gospodarczym to rzecz zwyczajna. Jest też – co widać gołym okiem – trochę podejrzanych transakcji, może manipulacji, czasem insiding. Wiecznie żywe problemy z polityką informacyjną i standardami corporate governance. Ale to jednak nie to, co dawniej. Teraz fortuna, choć nadal kołem się toczy, to jakby po mniej wyboistej drodze. Nic szczególnego – tak przynajmniej może się wydawać – się nie dzieje. Ani na rynku głównym GPW, ani na jego zapleczu, ani też na rynkach alternatywnych – w co czasem aż trudno uwierzyć.

[srodtytul]

Reklama
Reklama

Nawet jeśli nie ma afer, to zostały problemy[/srodtytul]

A jednak przedstawiciele KNF i wymiaru sprawiedliwości mają nad czym debatować. Pierwsze z brzegu przykłady na poparcie tej tezy.

Trybunał Konstytucyjny na wniosek jednego z sądów będzie się zastanawiał nad konstytucyjnością przepisu, który mówi o tym, że manipulacja notowaniami jest przestępstwem. Nie jest to przepis napisany najlepiej, a przez to zbyt precyzyjny. Z tego powodu sąd pyta, czy jest zgodny z konstytucją. Gdyby się okazało, że nie jest, mielibyśmy duży kłopot: trzeba by ustalić, czy i na jakiej podstawie manipulacja – obok insidingu jeden z dwóch głównych wrogów uczciwego obrotu giełdowego – ma być w ogóle zwalczana i karana. I co z wyrokami – nawiasem mówiąc, stosunkowo nielicznymi, nawet w porównaniu z liczbą spraw, którymi zajmowała się KNF i które kierowała do prokuratury – które już zapadły?

Kilka dni temu napisaliśmy o 4Media. W głośnej swego czasu sprawie zapadają kolejne wyroki. Dawniej z powództwa (inna sprawa, że spóźnionego) KNF i ponad 100 inwestorów orzeczono korzystny dla nich wyrok cywilny, odszkodowawczy. Okazało się jednak, że menedżerowie firmy 4Media nie mają już nic – są biedni jak mysz kościelna. A więc i nic nie można od nich uzyskać. Jak to możliwe? Są na świecie sprawy, o których nie śniło się filozofom – takie wyjaśnienie musi chyba rzeszy poszkodowanych wystarczyć. Nie trzeba nikogo przekonywać, jaki to ma demotywujący wydźwięk dla tych, którzy chcieliby w przyszłości żądać naprawienia wyrządzonych im na rynku szkód.

Z uwagi na stan majątkowy sąd karny nie nałożył na byłych prezesów 4Media grzywny, nie obciążył kosztami procesu, choć właśnie ich ukarał – pozbawieniem wolności w zawieszeniu – za podawanie nieprawdziwych lub zatajanie prawdziwych informacji o stanie spółki. Wyroków za manipulację czy wykorzystywanie informacji poufnych nie było, mimo wniosków prokuratury. I zewsząd teraz słyszę od tych, którzy pamiętają jeszcze notowania 4Media, ich historię, w tym rozmaite transakcje z udziałem dziwacznych, tajemniczych firm – że jeśli w tym przypadku nie było wykorzystywania informacji poufnych i manipulacji, to znaczy, że może one w przyrodzie, a więc i na giełdzie, po prostu nie występują. A jeśli tak, to Trybunał Konstytucyjny rzeczywiście czym prędzej powinien uchylić wszelkie przepisy w tym zakresie.

[srodtytul]System stanął w miejscu[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Owszem, w porównaniu z wieloma innymi sprawami, np. dotyczącymi NFI, gdzie wyjąwszy najgrubsze wątki kryminalne, nie doczekaliśmy się żadnego procesu ani o manipulację, ani o zawłaszczenie majątku czy działania na szkodę (funduszy lub Skarbu Państwa), ani nawet marnej komisji śledczej, przypadek firmy 4Media wydaje się dobrze rozpoznany, a wyroki – bardzo srogie. No i został osądzony, inaczej niż nawet dużo większego kalibru historie, takie jak WGI czy 4 lutego, gdzie jak dotąd nie ma mowy ani o wyrokach, ani o wyjaśnieniu kulisów czy zadośćuczynieniu poszkodowanym.

Pytanie tylko, czy w kwestii przestępstw giełdowych wolimy widzieć raczej szklankę w jakiejś części pełną czy raczej pustą.

I na koniec jeszcze jeden kamyczek, wcale nie najlżejszy, który można by debatującym wrzucić do ogródka – pod rozwagę.

Są tacy bohaterowie bulwersujących lub głośnych na rynku spraw, którzy od momentu, gdy popadają w kłopoty z prawem, nie chcą, aby się nimi zanadto interesować (zupełnie inaczej niż wcześniej – gdy o zainteresowanie nierzadko wręcz zabiegali), nie lubią rozgłosu, nie znoszą publicznej cenzury swoich działań i – mówiąc wprost – próbują przy użyciu rozmaitych instrumentów prawnych zmusić do milczenia wszystkich, którzy ich nakazowi nie chcą się podporządkować. Mało się o tym mówi i pisze – chyba ze szkodą dla rynku. Ale nie o to chodzi. Procesy, w tym także wytaczane mediom, u których źródła leży wspomniana postawa, są w porównaniu z prawdziwymi postępowaniami „o istotę rzeczy”, w tym o manipulację i wykorzystywanie informacji poufnych, proste. A jednak i one pokazują, że o ile polski rynek kapitałowy przez 20 ostatnich lat bardzo się rozwinął i dojrzał, o tyle system prawny – przez co należy rozumieć m.in. przepisy, ludzi, sposoby działania i kompetencje – pozostał w tej materii skostniały i niewydolny. Bywa też niestety i tak, że w czasie rozpraw, gdy mowa jest o grupach kapitałowych, transakcjach giełdowych, operacjach finansowych, większość wie, o co chodzi, lecz niekoniecznie ci, którzy stoją na straży prawa.

Gdybyśmy chcieli udzielić obradującym dziś banalnej rady, jak lepiej ścigać przestępstwa giełdowe, jak przestępczość ograniczyć, moglibyśmy powiedzieć, że wystarczy dobre i dobrze napisane (jasne i precyzyjne) prawo, świetna – szybka i skuteczna – jego egzekucja, do czego potrzeba odpowiednich ludzi, uprawnień i sprzętu, oraz najwyższe standardy. Te ostatnie dotyczyć powinny nie tylko aspektów zawodowych, kompetencyjnych, profesjonalnych, ale i etycznych. Zbyt często rynkowy spryt, nawet jeśli przekracza granice prawa, bywa uznawany za powód do dumy i zazdrości, za rzadko za powód do wstydu, a nawet infamii.

Oczywiście, trzeba tę wspomnianą oczywistą receptę rozwinąć i przełożyć na język praktyki. Ale nie jest to niemożliwe. Rynek, który ma 20 lat historii za sobą, jest na to dość mądry i dojrzały.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Wnioski z historii Madoffa[/srodtytul]

Jednak nie popadajmy w przygnębienie. Słynna piramida Madoffa powstała na najbardziej rozwiniętym rynku świata. Funkcjonowała – niemal w świetle jupiterów – kilkadziesiąt lat. Pochłonęła dziesiątki miliardów dolarów. Wzbudzająca na rynku postrach SEC (amerykańska komisja papierów wartościowych) kilkakrotnie dostała informacje i analizy na jej temat, lecz nie podjęła działań. Wiele osób i instytucji z całego świata zostało oszukanych. Ale jest też jedna zasadnicza różnica między tą historią a tymi, które znamy z własnego podwórka. I nie chodzi o rodzaj i skalę zjawiska. Otóż Madoff, kiedy już sprawa wyszła na jaw, dostał 150 lat więzienia. Jego majątek skonfiskowano. Syndyk jego firmy sypie pozwami jak z rękawa – przeciwko wszystkim, od których może wydębić jakiekolwiek odszkodowania. Pozwy są skuteczne. Nikt więc nie może czuć się bezpieczny: ani rodzina Madoffa (znamienne, że niektórzy jej członkowie zmienili nazwisko – poczucie wstydu i hańby nie zostało ze świata wielkich pieniędzy zupełnie wyrugowane, przynajmniej w USA), ani wielkie i wpływowe fundusze i banki inwestycyjne. Winnych puszcza się, jeśli nawet nie w skarpetkach, to niekoniecznie w kompletnym stroju. Poszkodowani, nawet jeżeli ich straty i krzywdy nie zostaną wyrównane, mogą liczyć na satysfakcję moralną i nie tylko moralną. To wydaje się sprawiedliwe. I ma walor prewencyjny.

Dlatego dzisiejsza debata, choć nie pierwsza tego rodzaju i pewnie nie ostatnia, jest mimo wszystko bardzo ważna. Zwłaszcza gdyby zaowocowała postulatami, wnioskami i… zmianami.

[ramka] O ile polski rynek kapitałowy przez 20 ostatnich lat bardzo się rozwinął i dojrzał, o tyle system prawny pozostał w tej materii skostniały i niewydolny[/ramka]

Komentarze
Trump znów kocha Xi
Materiał Promocyjny
Goodyear redefiniuje zimową mobilność
Komentarze
Fed temperuje oczekiwania
Komentarze
Mieszkaniowe ożywienie
Komentarze
Miejsca już niewiele
Komentarze
Dalsze cięcia stóp
Komentarze
Zabrakło obligacji
Reklama
Reklama