Wprawdzie formacje same w sobie nie były podstawą do poważniejszych zmian w ocenie rynku, ale mogły być przyczynkiem do późniejszej zmiany pozytywnej. Swego rodzaju sygnałem wstępnym, że popyt próbuje na poważnie wybronić rynek przed spadkiem pod poziom 2800 pkt.
To zadanie się nie udało z prostego powodu. Ceny nie wyszły ponad poniedziałkowe maksimum. Przez ponad połowę sesji rynek utrzymywał się blisko poziomów wybicia wspomnianych małych formacji dołkowych, ale do samego wybicia zabrakło już sił i motywacji. Dla usprawiedliwienia można dodać, że wczoraj na rynek spłynęła fala raczej rozczarowujących danych makroekonomicznych. Jeszcze przed południem okazało się, że niemiecki wskaźnik ZEW był niższy od prognoz. Później przyszła pora na dane z USA. O 14.30 opublikowano dane o liczbie wydanych pozwoleń na budowę i nowych inwestycji na rynku mieszkaniowym. Okazało się, że w obu przypadkach liczby te nie osiągnęły poziomów prognozowanych przez analityków. Kolejna negatywna informacja dotycząca amerykańskiego rynku nieruchomości to oczywiście nie niespodzianka, ale przykre potwierdzenie panującego na nim kryzysu.
Publikacja danych z rynku nieruchomości wytrąciła ceny z marazmu czy też wąskiej konsolidacji. Pojawił się spadek, który zakończył się tuż po pojawieniu się kolejnych danych z USA. Tym razem była to dynamika produkcji przemysłowej oraz poziom wykorzystania mocy produkcyjnych. Także w tym wypadku rynek miał prawo być rozczarowany, bo dane były gorsze od oczekiwań. To właśnie dzięki tej publikacji pojawiło się nowe minimum sesji na 2806 pkt. W tym momencie popyt mógł powalczyć o poprawę poziomów, ale nie powalczył. Na rynku pojawiła się niewielka korekta popołudniowego spadku cen. Ostatecznie sesja zakończyła się bliżej minimów oraz blisko poziomu wsparcia na 2800 pkt, który został ponownie wystawiony na linię strzału podaży. Zejście pod poniedziałkowe minimum będzie sygnałem zmiany nastawienia na negatywne. Ponowne musi być potwierdzone przez poziom zamknięcia notowań.