Wczoraj indeksy w Stanach zanotowały spadki o ok. 2 proc. Sporo, ale wcześniejszy wzrost był zdecydowanie większy. Poza tym dla nas ta wiadomość nie jest niczym  nowym, a zatem nie będzie miała większego znaczenia. Zapowiada się, że zaczniemy dzień w pobliżu poziomu, na jakim zakończyliśmy wczorajsze notowania. Już po zakończeniu notowań w Polsce rynek amerykański za daleko nie spadł. Za to wcześniej było nam dane towarzyszyć przecenie spółek zza oceanu.

Powodem przeceny uznaje się wypowiedź niemieckiego ministra finansów o tym, że przełomu na najbliższym szczycie europejskim nie należy oczekiwać. Owszem, to z pewnością był czynnik osłabiający, ale bez przesady. Dax nie spada o 200 pkt. po jednym zdaniu. Jeśli rynek jest w danej chwili silny, to żadna wypowiedź mu nie przeszkodzi. Gdy jest słaby, to także żadne pocieszenie mu nie pomoże. Skoro ceny spadły, to rynek był po prostu w danej chwili w słabszej dyspozycji. Ceny spadłyby niezależnie, czy wypowiedź minfina by się pojawiła, czy nie. Pretekst zawsze się znajdzie. Wrażliwość rynku na różnego typu informacje jest dobrym sposobem na ocenę jego stanu. Stąd rzadko się zdarza, by w trakcie trenu jakaś pojedyncza informacja mogła go zmienić. To musiałaby być informacja zdecydowanie zaskakująca i o potężnym kalibrze. Jak choćby pamiętna rewizja danych amerykańskiego PKB, jaka pojawiła się na koniec lipca.

Czy zatem będzie to scenariusz wzrostowy? Dziś prawdopodobnie poznamy przesłankę, która pomoże się dale trzyma założenia o wzroście cen. Teoretycznie, jeśli mamy do czynienia z wyraźny trendem wzrostowym na podobieństwo tego z początku 2009 roku, to dzisiejsze notowania powinny zakończyć się w lepszych nastrojach niż wczoraj. W efekcie mielibyśmy do czynienia z płytką korektą, a to poważniejsza faktycznie pojawiłaby się później. Nie należy jednak wykluczyć, że spadek się pogłębi. Sygnałem dla takiej ewentualności byłoby zejście cen poniżej poziomu wsparcia w okolicy 2260 pkt.