Sesja w Stanach zakończyła się spadkiem tamtejszych indeksów akcji. Za tą przecenę w części zapewne odpowiada rozczarowanie, jakie pojawiło się po publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia amerykańskiego ciała odpowiedzialnego za prowadzenie polityki pieniężnej. Komitet Otwartego Rynku amerykańskiej Rezerwy Federalnej nie jest tak przychylny kolejnemu programowi luzowania ilościowego, jak oczekiwała to spora grupa uczestników rynku. Za taką opcją opowiadano się z wyraźnie mniejszą intensywnością. Ostatnie dane z rynku pracy w pewnością w przyspieszeniu terminu ewentualnego programu nie pomogą. Rynek wie swoje. Wprawdzie prognoza Fed się nie zmieniła i nadal Ben Bernanke i spółka prognozują, że niskie stopy procentowe pozostaną równie niskie aż do końca 2014 roku, to notowania kontraktów na stopę funduszy federalnych wskazują na pełne dyskontowanie pierwszej podwyżki stóp już w połowie 2014 roku. Przed publikacją wspomnianych danych z rynku pracy, która miała miejsce prawie dwa tygodnie temu, ten termin charakteryzował się ok. 50 proc. szansą. Z każdą lepszą wiadomością dotyczącą gospodarki amerykańskiej, skracać się będzie oczekiwany okres utrzymania niskich stóp procentowych. Teraz wiadomo, że trzecia odsłona luzowania ilościowego to nie jest scenariusz najbardziej prawdopodobny.

Wróćmy do naszego rynku. Pesymizm na początku dnia może sprawić, że będziemy wyznaczać nowe minima korekty. Pytanie, czy miałoby nas to przestraszyć. Moim zdaniem, nie  powinno. Słaby początek dnia nie przesądza o jego końcu. Zresztą tu nie chodzi tylko o przebieg samej sesji, ale również o poziom notowań względem wsparcia. To znajduje się wystarczająco nisko, by pozostało miejsce na osłabienie. Reagować będziemy, gdyby ceny miały spaść pod poziom dołka z 30 stycznia.