Wnioskowanie jest utrudnione, gdyż zmiany cen dokonywały się przy niskiej aktywności. Obrót mówi sam za siebie. Zatem bezpiecznie będzie nie wyciągać zbyt mocnych wniosków i oprzeć się na fakcie przebywania wykresu w kilkudniowym trendzie bocznym. W takiej sytuacji nie warto kombinować, ale przyczaić się i poczekać na wybicie z tego boczniaka.

Pierwszą w tym pomyślnych wiadomości była wartość wskaźnika ZEW, która okazała dwa razy większa niż oczekiwano. Problem w tym, że po tej publikacji reakcja rynku akcji była niemal niezauważalna. Można to tłumaczyć małym znaczeniem wskaźnika, ale nie byłaby to prawda. To może nie jest pierwsza liga, ale jednak jest to publikacja, która wpływa czasem na poziom notowań. W takich sytuacjach, jak dzisiejsza, zmiany cen się pojawiały. Dziś się nie pojawiły. Podobnie jak po publikacji danych o dynamice amerykańskiej sprzedaży detalicznej. Dane okazały się nieznacznie lepsze od prognoz, a do tego pozytywnie zrewidowano publikację styczniową. Także i tym razem popytu nie było widać. To już budziło ciekawość, a pewnie u niektórych obawy, bo to nie jest dobra wiadomość, jeśli rynek nie reaguje na pozytywne informacje. Takie znieczulenie mogłoby oznaczać nadciągające kłopoty.

Te się pojawiły w małej skali jeszcze dziś w popołudniowej fazie notowań. Ceny spadły niewiele nad wczorajsze minimum, a więc w pobliże dolnego ograniczenia zakresu wahań, jaki jest ostatnio honorowany. Do wybicia w dół w kierunku dołka z ostatniej środy nie doszło. Przed końcem sesji ponownie pojawiło się zainteresowanie zakupami. DAX nawet zaliczył nowy szczyt trendu, ale na naszym rynku nie było chętnych do tego, by naśladować niemieckich inwestorów aż tak dokładnie. Nowe maksima sesji to sporo, ale nie udało się wyjść nad piątkowe maksimum, które jest zarazem górnym ograniczeniem trendu bocznego. Pokonanie 2310 pkt. zbliżyłoby nas do możliwości walki z poziomem oporu na szczycie 2353 pkt. Pokonanie tego szczytu oznaczałoby powrót do trendu wzrostowego w średnim terminie.