Upadek banku inwestycyjnego Lehman Brothers rozpoczął okres zakrojonej na szeroką skalę pomocy państw dla przedsiębiorstw, w szczególności instytucji finansowych. Były to pożyczki, zakupy złych aktywów lub dokapitalizowanie, czyli częściowa bądź całkowita nacjonalizacja. Nie trzeba było długo czekać, aby to same państwa zaczęły potrzebować pomocy. Rynki finansowe wzięły sobie do serca lekcję z poprzedniej dekady, kiedy to w ewidentny sposób niedoszacowały ryzyka wbudowanego w różne instrumenty finansowe. Doszło do paradoksalnej z pozoru sytuacji, kiedy to koszty finansowania poszczególnych krajów wspólnego obszaru walutowego zaczęły się różnić już nie punktami bazowymi, ale wielokrotnościami. Gdy zagrożona została wypłacalność rządów, na pierwszej linii frontu znalazły się banki centralne. Od dłuższego czasu gwarantem stabilności finansowej w Stanach Zjednoczonych stał się program zakupu instrumentów finansowych bądź pożyczek pod ich zastaw prowadzony przez Rezerwę Federalną. TARP i Operation Twist to tylko niektóre z akcji przeprowadzonych przez amerykański bank centralny. Pod koniec ubiegłego roku dołączył Europejski Bank Centralny, zasilając system bankowy 489 mld euro w ramach operacji LTRO (Long-Term Refinancing Operation), czyli pożyczek zabezpieczonych obligacjami rządowymi. Akcja została powtórzona kilka dni temu.
Jak pobudzić gospodarkę
Oprócz ratowania systemów bankowych i rynków finansowych na barkach banków centralnych spoczął także ciężar walki z recesją. Jednak klasyczne narzędzia polityki monetarnej przestały działać wobec zejścia stóp procentowych do poziomu bliskiego zera. A właśnie stopa procentowa była przed kryzysem podstawowym narzędziem banków centralnych nie tylko w walce z inflacją, ale także w pobudzaniu gospodarki.
Nie mogąc już używać ortodoksyjnych narzędzi polityki pieniężnej, banki centralne sięgnęły po nieortodoksyjne zwane ogólnie „luzowaniem ilościowym", co brzmi imponująco, ale w praktyce jest starą dobrą monetyzacją długu publicznego. Osiągnęło ono już naprawdę gigantyczne rozmiary. Prowokuje to pojawianie się co pewien czas pytań, jak długo banki centralne mogą prowadzić tego rodzaju operacje. Nie spotkałem się z przekonującą odpowiedzią. Do tematu można bowiem podchodzić z różnych stron. Choć banki centralne posiadają teoretycznie nieograniczoną zdolność kreowania pieniądza, to musimy pamiętać, że pieniądz jest zobowiązaniem, pasywem banku centralnego. W rezultacie naturalnym ograniczeniem emisji jest zdolność wierzycieli do akceptowania tych zobowiązań. Zdolność ta to nic innego jak wiara?podmiotów gospodarczych w umowny pieniądz, czyli umowę społeczną opartą na wiarygodności państwa. Państwa, dodajmy, które może być wypłacalne tylko dlatego, że jego bank centralny monetyzuje jego dług...
Dwie strony medalu
Na tym jednak nie koniec, gdyż bank centralny, podobnie jak każda instytucja, posiada swój bilans. Skoro więc pieniądz to jego pasywa, to coś musi się znajdować po stronie aktywów. Są to głównie rezerwy walutowe i operacje otwartego rynku. Także na tę stronę bilansu trafiają papiery wartościowe pozyskane od banków jako zabezpieczenie wszelkiego rodzaju QE czy LTRO.
Samo to nie stanowi oczywiście żadnego ograniczenia. Jednakże te papiery wartościowe mogą doświadczyć spadku wartości. Powoduje to redukcję wartości aktywów banku centralnego, której zgodnie z zasadami rachunkowości musi towarzyszyć spadek wartości jakiejś pozycji pasywów. Tą pozycją są fundusze własne. Wyprzedzająco dodam, że techniczną definicję bankructwa wyczerpuje sytuacja, w której kapitał danej jednostki spadnie poniżej zera.