Bo to wszystko przez Europę. Takie przesłanie wyłania się w komentarzy po wczorajszym dniu. Osłabienie na światowych rynkach akcji przeciągnęło się także na notowania w USA. Różnica jest taka, że tamtejsze indeksy zdołały w końcówce zmniejszyć skalę spadku. W konsekwencji nastroje na koniec dnia może nie były najlepsze, ale i nie można powiedzieć, by były żałobne. Skala osłabienia głównych średnich rynku amerykańskiego mieści się w granicach uznanych za umiarkowaną zmianę. Indeks przemysłowy stracił wczoraj 0,78 proc., a pięćsetka S&P skurczyła się o 0,84 proc. Najwięcej stracił Nasdaq, bo 1 proc. i to przy praktycznym braku zmiany wyceny Apple. Część analityków twierdzi, że za pogorszeniem nastrojów w Europie, które udzieliło się później innym, stały m.in. wyniki wyborów we Francji. Nikolas Sarkozy przegrał pierwszą turę wyborów, a wygrał ją prowadzący do tej pory w sondażach François Hollande. No właśnie, prowadzący w sondażach, a więc trudno tu mówić o zaskoczeniu. Śmiem twierdzić, że za przeceną stoją inne czynniki, choć nie sposób ich teraz wymieniać.

Wielkość wczorajszego spadku wycen na naszym rynku była całkiem spora, ale nie można mówić, by doszło do poważnego załamania, czy pogorszenia nastrojów. O ile zmiana cen jest wyraźna, to nadal wcale nie jest pewne, że będzie ten ruch skutkował dalszą przeceną. Kluczem jest niska wartość obrotu. Podaż wartościowo nie jest duża. Jest skuteczna w obniżaniu cen, ale to popyt wydaje się na to pozwalać. Pytanie, dlaczego to robi? Odpowiedź powinna przyjść wraz z rozstrzygnięciem kwestii grudniowego dołka. Gdyby rynek zjechał pod ten poziom, rozważania dotyczące popytu trzeba byłoby zrewidować. Byłby to bowiem silny sygnał słabości kupujących.

Dzisiejsze notowania mogą przebiegać na próbie odbicia, ale na wiele nie należy liczyć. Nastawienie od wczoraj jest negatywne. I będzie takie, dopóki nie zostanie pokonany poziom szczytu na 2292 pkt. Wtedy pojawi się przesłanka za tym, by ponownie dać szansę bykom. W tej chwili mają ją niedźwiedzie. Wczoraj poszło gładko, ale dlatego, że popyt nie stawiał warunków. Dziś powinien je postawić, jeśli rynek faktycznie ma się utrzymać nad grudniową konsolidacją. W innym przypadku pogorszenie nastrojów może być poważniejsze.