Trzy główne indeksy amerykańskiego rynku akcji zanotowały wczoraj zwyżki o ponad 1 proc. Najmniejszy wzrost zanotował indeks przemysłowy Dow Jones, którego wartość wzrosła o 1,01 proc. Nieco lepiej zachował się S&P500, który zyskał 1,11 proc., a najlepiej Nasdaq ze wzrostem o 1,18 proc. Powody zwyżki? Cóż, na pewno nie dane makro, skoro opublikowany wczoraj o 16:00 wskaźnik zaufania konsumentów okazał się słabszy od prognoz. W serwisach mówi się o Grecji, ale to tylko wytrych. Zresztą w tym samym czasie, gdy notowania w USA rosły euro do dolara znajdowało się pod poziomem 1,2500. To nie Grecja tym razem była powodem zwyżki. Inna sprawa, że roztrząsanie tego nie ma sensu, bo to nie regularna sesja jest dla nas ważna, ale to, co po niej.
Krótko po rozpoczęciu notowań w ramach handlu posesyjnego wiadomość o możliwej stracie w I kw. ogłosił RIM. Cena spółki spadła o 15 proc. i przez chwilę znajdowała się pod poziomem 10 dolarów, czyli najniżej od 2003 roku. Po sesji znowu aktywne były notowania Facebooka. W czasie regularnej sesji cena spółki spadła o kolejnych 10 proc. do nieco ponad 28 dolarów (przypomnę, że w ofercie sprzedawano FB po 38 dolarów). Pojawiają się komentarze, że za fiasko odpowiada CEO spółki i jej współzałożyciel Mark Zuckerberg. To ciekawe, bo moim zdaniem właśnie szef spółki może pochwalić się nosem, skoro udało mu się sprzedać akcje po wysokiej cenie. Część pieniędzy z oferty poszła przecież do spółki.
Teraz zaczniemy notowania blisko poziomu wczorajszego zamknięcia. Za pogorszenie nastrojów względem zamknięcia notowań w USA odpowiada podobno Hiszpania, ale niech wierzy, kto chce. Dla nas ważne jest to, że zaczniemy bez zwyżki, a tym samym sprawa poziomu oporu na 2100 pkt. pozostaje otwarta. Wczorajsze pokonanie spadkowej linii trendu niewiele zmienia, bo pokonanie samej linii nie jest silnym sygnałem. W szczególności linii tak stromej. To jeszcze nie przesądza o tym, że dołek mamy już za sobą. Pokonanie 2100 pkt. taką możliwość by uprawdopodobniało.