Wiadomością dnia na Wall Street była wczoraj transakcja zakupu producenta ketchupu Heinz przez spółki należące do Warrena Buffetta, Berkshire Hathaway, 3G Capital. Media mają o czym pisać, ale z punktu widzenia rynku naturalnie nie jest to coś, co miałoby nas wspomóc. Faktycznie bowiem mamy do czynienia z koleją sesję, w trakcie której zmiany indeksów były minimalne. Indeks przemysłowy Dow Jones zakończył dzień spadkiem o 0,07 proc. Indeks S&P500 zyskał 0,07 proc., a indeks Nasdaq wzrósł o 0,06 proc. To nie są zmiany, które mają dla nas znaczenie. Może istotne jest to, że rynek amerykański nie rozpoczął fazy spadków.
Świat czeka na to, by Ameryka się określiła, w którym kierunku zamierza iść. Ja już tu wspominałem, że tu jest zbyt dużo powszechnie oczekiwanych czynników. Indeksy zatrzymały się w pobliżu powszechnie znanych poziomów oporu i mówi się, że czas na korektę. Rynek nie zachowuje się tak, jak się tego po nim spodziewa większość. Stąd przypuszczam że ruch wzrostowy na Wall Street się jeszcze nie zakończył. Czy ma to znaczenie dla nas? O tyle, że jeśli indeksy w USA w końcu ruszą do góry, to nasz rynek prawdopodobnie nie będzie spadał. W ostatnim czasie Warszawa utraciła korelację z rynkami zachodnimi. Ten okres pewnie minie, ale na razie trwa.
Dziś będziemy obserwować zmiany cen po wczorajszym spadku na nowe minima trendu. Z punktu widzenia krótkiego terminu potrzebna jest zwyżka do ponad 2500 pkt., by znowu można było mówić o poważniejszych próbach popytu mających na celu zmianę kierunku ruchu. W średnim terminie nadal obowiązuje poziom 2545 pkt. Wczoraj rynek pogłębił przecenę, ale skala tego pogłębienia nie jest duża. Poziom zamknięcia wczorajszych notowań niewiele się różni od poprzedniego minimum. Gdyby dziś popyt choć trochę się wysilił, to mogłaby się pojawić podstawa do twierdzenia o kolejnej próbie zatrzymania spadków. Na razie jednak przewagę ma podaż i póki nie pojawią się sygnały, że jest inaczej, nie ma powodu, by pogrywać w kierunku przeciwnym.