Obecna sytuacja ekonomiczna może sprzyjać ekspansji – np. na rynki, które w „normalnych" okolicznościach nie były zainteresowane nabywaniem produktów z Polski, czy też na rynki, które wydawały się niedostępne, ale zwiększony wysiłek intelektualny, wymuszony przez trudne czasy, umożliwił ich penetrację. Tylko skąd wziąć pieniądze?
Coraz wyraźniej obserwujemy odrodzenie rynku akcji – wzrost wartości indeksów, napływ środków do funduszy inwestycyjnych, sentyment dla udziałowych papierów wartościowych. Pierwsze źródło pieniądza jest zatem w miarę oczywiste – zrobimy (jak zawsze) emisję akcji. Warto jednak zwrócić uwagę, że analiza struktury kapitału notowanych spółek oraz spadające stopy procentowe wskazują mimo wszystko na korzyść finansowania długiem. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę, że rynek kredytowy staje się mało przyjazny, z uwagi na zmiany wymogów kapitałowych banków (ograniczających akcję kredytową), dużą skłonność banków do wpisywania w umowy kredytowe różnych kowenantów karzących spółki za złą sytuację finansową (a przecież im gorzej w spółce, tym bardziej potrzebuje ona pieniędzy), krótkie okresy karencji przy spłacie kapitału (a w wielu przypadkach przychody z inwestycji generowane są przecież dopiero po kilku latach), to właśnie finansowanie poprzez emisję obligacji wydaje się rozwiązaniem najsensowniejszym.
Problem w tym, że emisja obligacji jest często rozwiązaniem droższym niż kredyt bankowy, przynajmniej w ujęciu odsetkowym (zwłaszcza porównując początkową wysokość odsetek, choć jeśli weźmiemy pod uwagę całą długość „życia" obligacji, to odsetki mogą być niższe niż w przypadku kredytu bankowego) oraz mentalnym (łatwiej jest nam po raz kolejny wziąć kredyt, niż angażować się w emisję obligacji, jeśli nigdy wcześniej tego nie robiliśmy). Ile zatem warto zapłacić za względne bezpieczeństwo związane ze stabilnym finansowaniem za pośrednictwem obligacji i co zrobić, aby koszt ten był jak najniższy? Czyli, co zrobić, aby nasze obligacje były jak najbardziej atrakcyjne dla rynku?
Generalnie największą obawą przy powierzaniu komukolwiek pieniędzy jest kwestia, czy zostaną one zwrócone. Stąd najważniejsza jest wiarygodność kredytowa emitenta. Na rynkach zachodnich problem ten rozwiązują ratingi (inna rzecz, że nie zawsze z dobrym skutkiem), natomiast na rynku polskim praktycznie nie są one wykorzystywane – największe spółki ratingów nie potrzebują, a mniejsze nie chcą za nie płacić. Dlatego problem wiarygodności kredytowej rozwiązywany jest w inny sposób – poprzez markę emitenta (ale takich marek dużo nie mamy, w związku z czym niekiedy wiarygodność jest „kupowana" poprzez markę podmiotu organizującego emisję obligacji), dobrą i przejrzystą sytuację finansową (spółki giełdowe mają tu o tyle przewagę, że ich sprawozdania są publicznie dostępne, badane przez biegłego rewidenta), cel emisji (jeśli środki pozyskane z emisji obligacji przeznaczone zostaną na biznes generujący przepływy finansowe, to ryzyko kredytowe się zmniejsza). Niestety, rynek nauczył inwestorów tak daleko posuniętej ostrożności, że powyższe sposoby budowania wiarygodności kredytowej najczęściej nie są wystarczające. Wówczas trzeba zaoferować coś jeszcze, np. zabezpieczenie, ale należy wziąć pod uwagę, że będzie ono skrupulatnie analizowane pod kątem jakości (na ile poprawia sytuację obligatariuszy), płynności (czy da się to zabezpieczenie spieniężyć) i wartości (czy jest warte tyle, ile deklaruje emitent – często zachodzi potrzeba nadzabezpieczenia, aby rozwiać wątpliwości inwestorów).
Drugi problem związany z inwestowaniem w obligacje polega na małej płynności tych instrumentów, zwłaszcza jeśli porównamy go z akcjami. Dlatego inwestorzy wykazują daleko posuniętą ostrożność, gdyż wiedzą, że „wyjście" z obligacji będzie bardzo trudne. Problem ten można rozwiązać na dwa sposoby: kreując płynność lub dodatkowe możliwości wyjścia z inwestycji. W pierwszym przypadku powinniśmy na etapie oferty zadbać o odpowiednie rozproszenie, wielkość emisji (jeśli struktura finansowania wymaga przeprowadzenia kilku emisji, to warto zadbać o ich późniejszą asymilację, bo dzięki jednej linii notowań będziemy mieć większą płynność), a następnie zapłacić animatorowi za generowanie obrotu. W drugim natomiast powinniśmy zawrzeć w warunkach emisji obligacji kryteria, przy spełnieniu których obligatariusze będą mogli zwrócić się z wnioskiem o wcześniejszy wykup. Jeśli kryteria te odpowiedzą na najważniejsze obawy inwestorów, a nie będą zbyt restrykcyjne dla emitenta, to powinny przynajmniej częściowo rozwiązać problem braku płynności.