Okazało się, że zarówno wartości wskaźników francuskich, jak i niemieckich wyraźnie przewyższały poziomy oczekiwane przez analityków. Miało to przełożenie na wskaźniki dla całej strefy euro. Co ciekawe, reakcja na te dane była raczej stonowana. Dopiero krótko przed południem wyraźny wzrost zanotował niemiecki DAX, a po jakimś czasie, z pewnym ociąganiem podniosła się wartość rodzimego WIG20. Zwyżka średniej 20 najważniejszych spółek warszawskiego parkietu była wystarczająca, by osiągnąć poziom zamknięcia z dnia poprzedniego. Faktycznie sytuacja była lepsza, ale indeks był wczoraj poddany sztucznej presji ze strony papierów PKN. Wycena spółki została po wtorkowej sesji zredukowana o kwotę dywidendy, co WIG20 odbiera na równi z faktycznym spadkiem ceny. Kontrakty terminowe naturalnie dawno ten fakt zdyskontowały, co sprawiło, że ich cena notowała zwyżkę o ok. 1 proc.
Można próbować zastanawiać się nad tym, dlaczego rynek nie zareagował na dane w stopniu, na jaki one zasłużyły zaraz po ich pojawieniu się. To jednak zagadka, której rozwiązanie nie ma większego znaczenia. Przynajmniej dla tych, którzy swoją opinię o rynku opierają głównie na analizie wykresów.