Lada moment poznamy dane za II kwartał i tu dobra informacja: będzie wyżej. Zła informacja jest taka, iż polska gospodarka przez dłuższy czas będzie się rozwijać wolno. Zbyt wolno.
Fakt, iż w II kwartale wzrost mógł przekroczyć 1 proc., jest niewielkim pocieszeniem. Prognozowane przez mnie aktualnie 2,4 proc. na rok przyszły wygląda przy tym jak dynamiczny wzrost. Niestety, to ciągle tempo wzrostu wyraźnie poniżej potencjału naszej gospodarki. A to oznacza, że nie będzie powstawać taka ilość miejsc pracy, która wystarczyłaby do zauważalnego obniżenia stopy bezrobocia.
Lada moment poznamy dane dot. wzrostu gospodarczego w Polsce za II kwartał. I tu dobra informacja: będzie wyżej. Zła informacja jest taka, iż polska gospodarka przez dłuższy czas będzie się rozwijać wolno. Zbyt wolno.
Zacznijmy jednak od genezy problemu. Trudną sytuację ekonomiczną tłumaczy się zazwyczaj kryzysem europejskim. Faktycznie, słaby popyt zewnętrzny nie pomaga. Nasz cykl koniunkturalny jest uzależniony od kondycji Europy Zachodniej i tego faktu nie zmienimy. Cykl może jednak przebiegać na różne sposoby i przy różnych poziomach wzrostu. Pomijając kwestie natury strukturalnej, są jeszcze przynajmniej dwa powody, dla których obecny dołek jest znacznie trudniejszy do pokonania od tego sprzed czterech lat.
Pierwszy powód to błędna polityka pieniężna. W latach 2011 i 2012 mieliśmy w Polsce wysoką inflację, głównie ze względu na zmiany regulacyjne i wpływ czynników podażowych. Sama wysoka inflacja szkodzi konsumpcji, obniżając realną wysokość dochodów. Dodatkowo Rada Polityki Pieniężnej zareagowała na to zjawisko, podnosząc stopy procentowe, kopiując błąd Europejskiego Banku Centralnego z poprzedniego roku. Taka reakcja byłaby uzasadniona przy silnym popycie i rynku pracy, jednak tak nie było. W efekcie konsumpcja została dodatkowo ograniczona i o ile w roku 2009 ratowała wzrost, teraz nie mogliśmy na to liczyć.