Wprawdzie kontrakty próbowały się wybronić i na początku notowań znajdowały się na poziomie wtorkowego zamknięcia, to jednak podaż przeważyła. Ceny spadały. Na terminowym doszło do wyznaczenia minimum dnia na poziomie 2354 pkt. Poziom wsparcia, którego pokonanie byłoby sygnałem do zmiany nastawienia, znajdował się ponad 20 pkt niżej. Teoretycznie było to w zasięgu niedźwiedzi, ale wymagało od sprzedających większej aktywności. Ta się nie pojawiła. Kursy powoli rosły, by w pewnym momencie wyraźnie przyspieszyć. Pojawiły się nowe maksima dnia. Co ważne, doszło nawet do wyjścia na nowy szczyt tygodnia, co można było odebrać jako pojawienie się formacji podwójnego dna na wykresie godzinowym. Rynek jednak nie kontynuował tego ruchu, ale wszedł w fazę konsolidacji.
Zaczęły się nasuwać podobieństwa z notowaniami z wtorku, gdy po takim wyskoku rynek się zatrzymał, a później wyceny spadały. Tym razem także doszło do osłabienia, ale było już ono wyraźnie płytsze. Ceny kontraktów oddaliły się od szczytu, ale nie można było powiedzieć, że zbliżyły do minimum dnia. Jeśli trzymać się koncepcji podobieństwa aktualnych zmian do tego, co działo się w czerwcu, to mamy przed silnym spadkiem jeszcze krótki epizod zwyżek. Być może wczorajsza sesja jest jego częścią.